Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

sobota, 30 wrzesień 2023 15:30

Co z tymi plecakami ... Część III

  •  
Oceń artykuł
(20 głosów)

 

                                                                                                                 

DO WIADOMOŚCI PROKURATORA KRUPIŃSKIEGO I CAŁEGO KRAKOWSKIEGO ARCHIWUM X  CELEM NIEUSTAJĄCEGO STOSOWANIA:

 

I.W piśmie Marka Rusina, Naczelnika V Wydziału Śledczego prokuratora Prokuratury Okręgowej w Świdnicy z dnia 28.12.2015 r. wskazano, że 14 grudnia 2015 roku do Prokuratury Okręgowej w Świdnicy wpłynął wniosek Janusza Bartkiewicza o udostępnienie akt zakończonego umorzeniem śledztwa w sprawie zabójstwa Anny Kembrowskiej i Roberta Odżgi.

W złożonym wniosku Janusz Bartkiewicz podniósł, iż "jako były Naczelnik Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej w Wałbrzychu nosi się z zamiarem wydania książki, dotyczącej zabójstwa studentów w Górach Stołowych, której jednym z celów jest przedstawienie obiektywnej analizy zdarzeń i podjęcia próby wyjaśnienia dlaczego w tamtym czasie nie udało się doprowadzić do ustalenia i zatrzymania sprawców".

 

II. W pismach (L.dz. PO II IP 15. 2016) z: 07.09.2017, 28.10.2016, 29.12.2016, 20.03.2017, 28.04.2017 i 07.09.2017 roku prokuratur Prokuratury Okręgowej w Świdnicy Tomasz Orepuk wyraził zgodę na udostępnienie wskazywanych w kolejnych wnioskach dokumentów z akt sprawy V Ds.28/97. 

 

III. Postępowanie przygotowawcze l.dz. V Ds.28/97 w sprawie zabójstwa studentów na Narożniku w 1997 roku zostało 30 września 1998 roku prawomocnie zakończone umorzeniem z powodu niewykrycia sprawców.

 

OBOWIĄZUJĄCE RÓWNIEŻ PROKURATORA KRUPIŃSKIEGO UNORMOWANIA PRAWNE:

 

1. Z uchwały Sądu Najwyższego z 18 listopada 2020 roku, sygn. akt II DO 74/20:

(…) publiczne rozpowszechnianie wiadomości z postępowania przygotowawczego jest, w wypadku braku zezwolenia właściwego organu, karalne do momentu prawomocnego zakończenia postępowania przygotowawczego (…).

2. Kodeks postępowania karnego, Rozdział 36 - Zamknięcie śledztwa

Art. 322 § 1.Jeżeli postępowanie nie dostarczyło podstaw do wniesienia aktu oskarżenia, a nie zachodzą warunki określone w art. 324, umarza się śledztwo bez konieczności uprzedniego zaznajomienia z materiałami postępowania i jego zamknięcia.

3. Regulamin wewnętrznego urzędowania powszechnych jednostek organizacyjnych prokuratury. Rozdział 7 - Zakończenie postępowania przygotowawczego

§ 219. [Przyczyny umorzenia postępowania przygotowawczego]

Umarzając postępowanie przygotowawcze na podstawie art. 322 k.p.k., jako przyczynę umorzenia można wskazać także:

1) niewykrycie sprawcy przestępstwa; (…)

 

III. Z pisma prokuratora Tomasza Orepuka z 26.11.2016 r.: "(...) pan Janusz Bartkiewicz na podstawie ustawy ustawy o dostępie do informacji publicznej uzyskał kopie dokumentów z akt sprawy V Ds.28/97/. W związku z powyższym pan Janusz Bartkiewicz może tymi materiałami swobodnie dysponować, w tym przekazywać je i udostępniać innym osobom. (...)" 

 

                                                                                             ********************

Ostatnio kilkakrotnie zostałem spostponowany przez panią Inę, która w swoich komentarzach dotyczących miejsca znalezienia porzuconych plecaków, stara się wykazać, że najbardziej wiarygodne i rzeczowe są jedynie jej opinie, dotyczące wielu istotnych wydarzeń, jakie były przedmiotem naszej policyjnej analizy, prowadzonej na podstawie ustaleń uzyskiwanych w tamtym czasie. Między innymi napisała ostatnio:

Sprawdzalam trase wg. mapy ze sledztwa, na ktorej zaznaczone byly znalezione przedmioty. Miejsce znalezienia plecakow pokazal Pan osobiscie palcem (zdjecie mapy) i miejsce to zaznaczone zostalo nieopodal Jamy Trzmielowej. Prosze mi wytlumaczyc jak mozna pokonac ta trase w lini prostej i osiagnac wynik ok. 1200 metrow? Dodam, iz w protokole pisze wyraznie, ze bylo to nieopodal miejsca gdzie niebieski szlak skreca w lewo. Dalej, temperatura tego dnia ok. godziny 14:00 w Dusznikach-Sloszowie wynosila 21,9 stopni a o godz. 20:00 14,0 stopni. Pan podaje obecnie, ze bylo ok. 25 stopni, ale to ja opieram sie na materialach ze sledztwa. No i co z tymi nicmi i dlugopisem? Czy przedmioty te nalezaly do poszkodowanych, czy nie? Bo klamerke od plecakow wlasnie Pan wykluczyl. Niczego nie ignoruje, tylko sprawdzam i nijak nie wychodza mi Pana wyliczenia.” 1

I co mam z tym zrobić? Jak wytłumaczyć kobiecie, że odległość 1000 – 1200 metrów nie jest niczyim wymysłem, tylko stwierdzonym faktem odnalezienia w takiej odległości wybebeszonych plecaków, które same tam przecież nie pofrunęły? Owszem pisałem o temperaturze około 250C, ponieważ było wówczas ciepło, co doskonale pamiętałem. Czy różnica kilku stopni w określeniu temperatury powietrza – podana po 25 latach – może mieć jakieś znaczenie dla ustalenia tożsamości sprawców? Gdyby pani Ina czytała to, co do niej piszę, to zapewne zwróciłaby uwagę na fragment mojej odpowiedzi, w której pisałem, że szpulka z nićmi została znaleziona w odległości 15 metrów od zwłok dziewczyny w kierunku na Karłów, a więc odwrotnym od tego, jakim po zabójstwie poruszali się sprawcy. Ponadto szpulka ta nie została rozpoznana przez rodziców ofiar, ponieważ padło stwierdzenie, że „mogła stanowić własność Anny”. Rzecz w tym, że w kryminalistyce takie stwierdzenie uznaje się za brak rozpoznania. O długopisie będę pisał niżej, a klamerkę wykluczyły oględziny plecaka Anny i Roberta. Ale co p. Inie po tej informacji, kiedy ona wie lepiej, że ja wiem mało, albo zgoła nic.

Przytoczę jeszcze jeden fragment jej wypowiedzi, ponieważ mówi on sam za siebie:

Nie pamieta Pan jak pisalam, ze plecaki mogly byc przykladowo przeszukane duzo blizej, np. w miejscu znalezienia nici? (…) Przeciez napisalam, ze plecaki byly prawdopodobnie przeszukane w innym miejscu, o wiele blizej. Obawiam sie ,ze traci Pan watek.(...)”

Rany boskie, tak wytrawna pani detektyw, która nawet stara się mnie zapędzić w kozi róg, poważnie uważa (i to stanowczo), że sprawcy najpierw rozcięli plecaki i sprawdzili ich zawartość, a następnie z powrotem je spakowali, poszli 1000 metrów, aby je w młodniku znów wybebeszyć. Założenie, że przeszukanie plecaków nastąpiło w inny miejscu niż w miejscu ich znalezienia, jest po prostu głupie, a ponieważ p. Iny za głupią nie uważam, muszę przyjąć, że wszystko co na ten temat napisała, miało tylko jeden cel. Podważyć sens tego, co w swych publikacjach podawałem, a przecież wielokrotnie pisnąłem, że plecaki porzucono w odległości około1000 metrów. Więc jeżeli to p. Inę denerwowało, to znaczy, że uważała, iż plecaki wyrzucono koło Trzmielowej Jamy. Zdaje się, że też na tym opierała swoje przekonanie o prawdomówności „Jagodzianki”, która według niej mogła widzieć kogoś schodzącego Trzmielową Jamą, ale nie chciała z pewnych wiadomych (dla p. Iny) względów o tym mówić. Bo istnienie brązowego szlaku też podważała, co udowodniała wklejonym linkiem o brązowych szlakach w Polsce i bezkrytycznie wierzyła komuś o nicku „Brązowy”, który przez 10 lat malował w PNGS szlaki i o takim szlaku nie wiedział.

Powyższa fotografia przedstawia fragment Trzmielowej Jamy w okolicy niebieskiego szlaku i pochodzi z lata 2022 roku. Nie podaję jej autorki, która zdjęcie zrobiła na moją prośbę, wyjątkowo łamiąc zakaz poruszania się po Parku poza wyznaczonymi szlakami. Fotka pokazuje miejsce odległe o około 80 metrów od szlaku niebieskiego, czyli to gdzie mogłyby znajdować się wyrzucone plecaki. Ale to nie jest to miejsce, a fotografię prezentuję, aby raz na zawsze skończyć dyskusję co do istnienia (kiedyś) szlaku brązowego, którego oznakowanie widziałem na własne oczy, pokazane mi przez panią „Jagodziankę”. Oczywiście kolor brązowy przez lata zblakł na tyle, że prawie zlewa się z kolorem kory, ale jak się zdjęcie powiększy, to można brąz bez wysiłku dojrzeć.

A tak 28 sierpnia 1997 roku wyglądało miejsce w którym leżały wyrzucone plecaki. Mam wrażenie, że różnica aż rzuca się w oczy, ale podpowiem – spójrzcie na nachylenie stoku.

Co do faktycznego miejsca znalezienia plecaków postaram się rozwiać wszystkie wątpliwości pani Iny, chociaż idę o zakład, że na pewno znajdzie inny powód, aby wetknąć mi kolejną szpilę, wytykając mi bezwstydną nieudolność. Ale niech tam. Ujawniam więc to, o czym chciałem napisać w książce i dlatego nie miałem zamiaru „wystrzelać się” ze wszystkiego, bo jakieś ciekawostki musiałem przecież zachować.

Aby w sposób zrozumiały dla wszystkich opisać to co 28 sierpnia rozegrało się na stoku Narożnika i pewnym odcinku szlaku niebieskiego, muszę powrócić do Protokołu Oględzin, spisanego w trakcie penetracji pod dyktando „Docenta”.

A było tak.

Kiedy oględziny zostały zakończone i cała „ekipa” zeszła na parking, „Docent” zgłosił mi o tym przez radio, wobec czego poprosiłem, aby przyjechał do komisariatu, bo chcieliśmy wszyscy usłyszeć jego relację o przebiegu i efektach tak szeroko zakrojonej akcji. Nie mógł tego relacjonować na bieżąco, albowiem komunikacja radiowa z kimś przebywającym na Narożniku, była praktycznie niemożliwa. Tak więc „Docent” ruszył do Kudowy z towarzyszącymi mu policjantami, a żołnierze do koszar Sudeckiej Brygady w Kłodzku. Policjanci z Nowej Rudy musieli mu towarzyszyć, ponieważ jadąc na Narożnik, zabrał ich po drodze.

Jak wspominałem wcześniej, w naszej bazie na ścianie w centralnym miejscu wisiała stara, ale aktualna mapa topograficzna interesującej nas części Parku. Ponieważ otrzymaliśmy ją 27 sierpnia, więc kiedy „Docent” do nas dotarł, na mapie zaznaczone i opisane było jednie miejsce znalezienia zwłok. Przystępując do zrelacjonowania przebiegu penetracji „Docent” nie posługiwał się treścią Protokołu, który został spisany przez jednego z funkcjonariuszy z Nowej Rudy, ponieważ miał w zwyczaju relacjonować wszystko z pamięci, co nas nie zdziwiło, ponieważ wiedzieliśmy, że lubi opowiadać, a opowiadał zawsze dosyć barwnie i szczegółowo. Protokołu nie wiedziałem, ponieważ oświadczył, że jak najszybciej dostarczy nam jego maszynową wersję, a na nasze potrzeby sporządzi notatkę opisującą najważniejsze momenty penetracji i zabezpieczone ślady. Mówiąc prawdę protokół ten pierwszy raz miałem w rękach chyba w listopadzie 1997 roku, kiedy zapoznałem się z całością zebranych w sprawie materiałów. Nie zawracałem sobie nim głowy, ponieważ nie miałem takiej potrzeby z uwagi na to, że wyniki penetracji znałem od kilku miesięcy. Towarzyszący „Docentowi” fotograf z Nowej Rudy zrobił zdjęcie fragmentu mapy, jaki potrzebny mu był do sporządzenia szkicu miejsca penetracji. Chociaż po prawdzie nie pamiętam wszystkich szczegółów tego momentu, ale moje przypuszczenie opieram na zastosowaniu w opisie poszczególnych istotnych punktów topograficznych, widniejącej na mapie nazwy Sowie Skały, chociaż w tym czasie obowiązywała już nazwa Skały Puchacza, którą zresztą użyto w treści protokołu.

Ot, siła sugestii.

Barwnie opisując sposób prowadzenia poszukiwań i miejsca poszczególnych znalezisk, które wskazywał palcem, przekonał nas, że po opuszczeniu miejsca zbrodni, sprawcy niosący plecaki poruszali się w kierunku Dusznik, początkowo idąc lasem, a następnie w pewnym momencie skręcili w prawo wychodząc na ścieżkę szlaku, gdzie w dogodnym miejscu dokonali przeszukania plecaków. Wskazując je sugerował się własnym stwierdzeniem, że było to w miejscu gdzie szlak skręca w lewo. Jak łatwo sprawdzić na mapie, miejsce to znajduje się niedaleko zejścia do Trzmielowej Jamy i tak znaczył to na drugi dzień rano Jurek Krzan.    Niestety, nikt z nas nie zauważył, że idąc szlakiem od Narożnika w stronę Łężyce – Duszniki, w odległości ok. 500 metrów od szczytu, niebieski szlak odbija w lewo. Dziś to łatwo sprawdzić na internetowych mapach, ale w 1997 roku takimi możliwościami nie dysponowaliśmy. Zanim ten wątek rozwinę, jedna uwaga dla pani Iny. Otóż szanowna detektywko (taki feminatyw), powyższe zdjęcie to kadr z reportażu nagrywanego przez TVP 3 Wrocław w pierwszych dniach września 1997 roku. Na filmie (reportażu) można zobaczyć i usłyszeć, że opowiadam dziennikarce, o tym co w ciągu tych pierwszych dni ustaliliśmy, a ten skadrowany moment to ten, w którym pokazuję jej domniemaną wówczas trasę ucieczki. Ten moment wykadrowałem tylko dlatego, że widać na nim fragment mapy od Narożnika do okolic Trzmielowej Jamy, czyli miejsca, gdzie jak wówczas uważaliśmy, sprawcy porzucili plecaki. Uwagę tę zamieszczam dla przestrogi przed wyciąganiem kategorycznych wniosków na podstawie znikomej wiedzy o stanie faktycznym.

Gdzie szlak skręca w lewo …

Na początek raz jeszcze fragment z protokołu penetracji z 28 sierpnia 19978r.:

Penetrując dalej teren w kierunku Skał Puchacza w odległości około 75 m od szlaku w lewo w dół i odległości około 7 m od dwóch głazów znajdujących się po prawej stronie drogi2 i w odległości około 1 km od miejsca znalezienia zwłok mężczyzny znaleziono parę butów (…) których sznurówki są związane razem. Buty oznaczono nr 3 i zabezpieczono. Następnie 10 m od szlaku znaleziono długopis czerwony nr 4. Idąc szlakiem niebieskim od m. Karłów3 w stronę m. Łężyca, szlak dochodzi do polany – karczowiska. Za polana szlak skręca w lewą stronę. Po prawej stronie szlaku znajduje się młodnik. Około 80 metrów od szlaku w prawo w młodniku znajdują się pościnane świerczki, częściowo z zeschniętym igliwiem. Ułożenie ich wskazuje na miejsce trzebieży. W młodniku w miejscu tym znajdują się wyrzucone na jedną kupę śpiwory, materace (…)”.

Jak widać buty znajdowały się w odległości 75 metrów od szlaku, a czerwonym długopis w odległości 10 metrów od niego, co wyraźnie wskazuje, że sprawcy ostro skręcili w prawo, czyli w kierunku tego szlaku. Dla jasności przypomnę, że oba te dowody zostały rozpoznane jako własność Anny i Roberta, czyli nie można mieć wątpliwości, że osoby niosące plecaki z wiadomych sobie powodów tak właśnie skręcili. Widać uznali, iż przebyta lasem odległość daje im już możliwość bezpiecznego poruszania się po szlaku, na którym – o czym zapewne wiedzieli - nie było tłoku, a wręcz odwrotnie.

Dla wskazania miejsca znalezienia butów, w protokole użyto określenia „około”, co pozwala mi na uprawnione przyjęcie, że odległość ta została obliczona na tak zwane „oko”, a błąd pomiaru został spowodowany przez to, że poruszano się w terenie leśnym, o zmieniającym się poziomie, no i faktem, że „Docent” dobrze orientował się na jeziorach, ale nie nie w lesie. Aby dobrze to zrozumieć, należy sobie wyobrazić, jak ta penetracja wyglądała. Otóż żołnierze szli tyralierą na szerokości 80 metrów i w momencie kiedy ktoś coś zauważył, informacja była przekazywana głosem lub radiem, „Docentowi”, który z protokolantem szedł w to miejsce i opisywał. Było to bardzo czasochłonne, więc kiedy otrzymał informacje o butach, a następnie o długopisie, zorientował się, że sprawcy dokonali zwrotu i zaczęli iść w kierunku szlaku niebieskiego. Kiedy więc tyraliera na hasło w prawo zwrot ruszyła "gęsiego" w kierunku niebieskiego szlaku, w momencie kiedy jej czoło do niego dotarło i przekroczyło go na głębokość kilkudziesięciu metrów, doszło do ujawnienia plecaków. I po tym „odkryciu” zaniechano dalszej penetracji, a „Docent” przystąpił do oględzin znalezionych rzeczy. Co zresztą opisał w protokole.

Wisienka na torcie …

Ku niechybnemu zmartwieniu p. Iny muszę zakomunikować coś, czego wcześniej (z powodu podanego na wstępie) czynić nie chciałem. No cóż, zostałem zmuszony, więc ze szkodą dla książki, podaję to po raz pierwszy do wiadomości publicznej.

Otóż w odległości 600 metrów od szczytu, idąc w kierunku Dusznik, po lewej stronie krawędzi zbocza, około 200 metrów od miejsca „gdzie szlak skręca w lewo” znajduje się niewidoczna leśna ścieżka, która pomiędzy przerwą w stoliwie Narożnika prowadzi do leśnej drogi przy której znajdują się zabudowania Roberta M. i „Jagodzianki”. Prawie na wprost budynku będącym własnością pani Genowefy, stającym przy asfaltowej szosie biegnącej nad zabudowaniami Roberta M. Kto nie wierzy, niech sam spojrzy … A jak ktoś dobrze przyjrzy się mapie z kadru reportażu telewizyjnego, to dostrzeże również i ten wygięty w lewo szlak i przerywaną linię oznaczającą ścieżkę. Jest ona również widoczna – przy punkcie 835 2 - na mapie topograficznej Sztabu Generalnego WP z 1959 roku.

Kiedy „Docent” zakończył swą relację, usiadł do maszyny i sporządził – na moją prośbę - notatkę, która do czasu dostarczenia maszynopisu Protokołu, miała stanowić „podkładkę” do dalszych planowanych działań. Zwracam od razu uwagę, że 28 sierpnia poza tym kto, kiedy i gdzie został zastrzelony, praktycznie jeszcze nic więcej nie wiedzieliśmy. W notatce „Docent” podał wszelkie odległości jakie nam pokazywał na mapie, a nikt z nas nie miał żadnych podstaw, aby to kwestionować. Dziś wiem, że on się bardziej sugerował mapą, niż tym co widział w trenie i dlatego, jak się później okazało, to co było w notatce, znacznie się różniło od tego, co zostało zapisane w trakcie penetracji. Na marginesie mogę jedynie dodać, że bardzo dziś żałuję, iż wówczas nie skierowałem tam „do pomocy” kogoś z Grupy Narożnik.

Po upływie 25 lat absolutnie nie jestem w stanie zrozumieć, a tym bardziej wytłumaczyć tak naprawdę to nie wiem dlaczego w notce napisał, że penetrację prowadzono w pasie 200 metrów (w protokole 80 m), ale być może chciał nam pokazać ile trudu musieli włożyć w tę „akcję”. Następnie napisał:

(…) Następnie przeprowadzono penetrację terenu wzdłuż szlaku niebieskiego z kierunku „Narożnika“ w kierunku. Łężyce. W odległości około 800 m. od miejsca znalezienia zwłok, pomiędzy duktem leśnym4 a szlakiem niebieskim na skarpie od strony Karłowa, znaleziono parę butów turystycznych związanych ze sobą sznurówkami. Miejscu gdzie szlak niebieski skręca w lewą stronę około 1500 m od miejsca znalezienia zwłok po lewej stronie szlaku na granicy lasu i polany znaleziono długopis żelowy koloru czerwonego. W miejscu gdzie szlak skręca w kierunku skał Puchacza po jego prawej stronie znajduje się stara wycinka porośnięta trawą i krzewami tworząca rodzaj polany. Za polaną tą w kierunku Skał Puchacza w młodniku około 2 km od miejsca znalezienia zwłok i około 50 m od skraju opisanej wycinki znaleziono 2 rozcięte plecaki oraz wysypaną garderobę, sprzęt turystyczny, tenisówki, klapki i tym podobne który sobie pieczono. Szczegółowy wykaz znalezionych przedmiotów znajduje się w protokole oględzin z dnia 28.08. 97 r. Dalsza penetracja rozpocznie się w dniu 29.08.97. Godzina 10.00.

Porównując te dwa dokumenty, łatwo zauważyć, że nic się tu kupy nie trzyma, ale mam na to proste wytłumaczenie. Otóż tak jak wspominałem, „Docent” był zagorzałym wodniakiem i w lesie orientował się słabo. Zwłaszcza w terenie którego absolutnie nie znał. I dlatego relacjonując penetrację, spoglądał cały czas na mapę i swą relację dopasowywał do tego, co widział na mapie, a punktem odniesienia był ten bardzo wyraźnie zaznaczony łuk szlaku, skręcający przy Trzmielowej Jamie w lewo. Innego wytłumaczenia nie ma. Zwłaszcza, że protokół był pisany w miejscu i czasie rzeczywistym. Szkoda tylko, że nikt nie pomyślał, aby tę penetrację rejestrować (tak jak oględziny miejsca zabójstwa) przy pomocy kamery VHS lub przynajmniej robić panoramiczne fotografie okolic tych miejsc, w których znajdowały się istotne dla sprawy znaleziska. Wówczas lokalizacja tego miejsca nie sprawiałaby tyle kłopotu. I jeszcze jeden – zdaje mi się istotny argument – gdyby plecaki leżały w miejscu opisanym w tej notatce, to należałoby przyjąć, że miejsce to znajdowało się za „łukiem” tego szlaku, czyli za Trzmielową Polaną, na co wskazują użyte słowa „ gdzie szlak skręca w kierunku skał Puchacza”. Nikt chyba nie wątpi, że jednak to nie to miejsce.

W miarę napływu nowych informacji i przeprowadzonych ustaleń, zrodziło się wśród nas przekonanie, że sprawcy pochodzą z tego terenu, a więc ustalenie drogi odejścia z miejsca zabójstwa, traciło na znaczeniu, albowiem takie ustalenie jest ważne tylko dla stworzenia wersji o miejscu pochodzenia sprawców, ale żadnym dowodem w sprawie nie jest, ponieważ wersja jest jedynie środkiem do jego pozyskania. Dlatego też notatką tą nie zawracaliśmy sobie głowy, tym bardziej, że po wyjeździe „Docenta”, kiedy przystąpiłem z Jurkami do analizy informacji pozyskanych przez moich kolegów. Zapoznałem się wówczas z notatką jednego z nich, który z innym policjantem (obaj z mojego wydziału) pojechali, aby porozmawiać z panią Genowefą S., która pierwsza informowała Straż Parkową o tym, że na Narożniku mocno czuć fetor. Pani Genowefa (rocznik 1927) miała zwyczaj codziennego wychodzenia z psami na spacer i praktycznie zawsze szła z nimi na Narożnik, do którego w linii prostej od jej domu - jak nam o tym mówiła i zeznała na protokół - miała 500 metrów. Ta jej wypowiedź jednoznacznie dowodzi, że na ten szczyt nie szła najpierw szosą do parkingu przy Lisiej Przełęczy, aby następnie od tej strony wspinać się na Narożnik. Musiała zatem istnieć inna droga, którą mogła pokonać w o wiele krótszym czasie. I drogę tę nam pokazała, prowadząc nią dwóch moich kolegów na niebieski szlak, gdzie 21 lub 22 sierpnia, w odległości około 1 kilometra od Narożnika (a więc w okolicach Kopy Śmierci), widziała wiszący na gałęzi drzewa pulower szarego koloru. Niestety, kiedy tam doszli, niczego już nie znaleźli. Nikogo już chyba nie zdziwi, że droga, którą moi koledzy razem z panią Genowefą poszli, to ta ścieżka widoczna na jednej z wyżej pokazanych map.

Ta „wycieczka” w towarzystwie pani Genowefy, była pierwszym asumptem do przyjęcia wersji, że sprawcy wywodzą się z najbliższej okolicy, albowiem tylko tuziemcy mogli o ścieżce tej wiedzieć i dlatego w pewnym momencie dokonali wspomnianego wyżej nagłego zwrotu w prawo, właśnie na wysokości tejże ścieżki. Stanowiła dla nich bezpieczne zejście z góry, bez narażania się na spotkanie z kimkolwiek innym niż mieszkańcy gospodarstwa Roberta M. lub „Jagodzianki”, których mogli bez problemu na drodze wypatrzeć i skutecznie ukryć swoją obecność.

Po 20 latach od tego zdarzenia ta historia z istnieniem tej ścieżki, jakoś wypadła mi z głowy, ponieważ od września 1997 i następne lata nie stanowiła przedmiotu mojego zainteresowania. A kiedy latem 2018 roku rozmawiałem z p. „Jagodzianką”, która pokazała mi brązowy szlak prowadzący przez Trzmielową Jamę, przez pewien krótki czas zastanawiałem się, czy nie jest to właściwa droga odejścia. Ale kiedy raz jeszcze przeanalizowałem protokół Penetracji i dotarłem do map, na których ta ścieżka jest pokazana oraz zapoznałem się z odległościami pomiędzy poszczególnymi punktami topograficznymi, doszedłem do wniosku, że jednak ta nasza wersja z września 1997 roku była prawidłowa. I dlatego wielokrotnie zwracałem uwagę na to, że plecaki zostały wyrzucone w miejscu znajdującym się około 800 -1000 metrów od miejsca zbrodni. Apelowałem, aby w swych „analizach” uczestnicy tego Forum nie opierali się na cząstkowych informacjach, jakie mogli znaleźć w niektórych fragmentach opublikowanych tu rozdziałów i aby uwierzyli temu, kto sprawę zabójstwa prowadził. Ale od niektórych osób moje apele odbijały się jak przysłowiowy groch od ściany. Niech chciałem ujawniać tych wszystkich szczegółów, chcąc zachować je dla książki, ale nerwy mi już odmawiają posłuszeństwa, kiedy takie różne wypisywane tu bzdurki muszę prostować.

1 Tekst jak w oryginale.

2 Nie mam wątpliwości, że tym określeniem oznaczona zostaje leśna ścieżka biegnąca dołem Lisiej Przełęczy u stóp Narożnika.

3 Chodzi oczywiście o wskazanie kierunku poruszania się, bo przecież penetracji nie rozpoczęto od Karłowa.

4 Prawdopodobnie chodziło mu o leśną ścieżkę biegnąca dołem Lisiego Jaru u podnóża Narożnika od strony Karłowa.

2569007