Niebezpieczne zabawki
Przez lata służby w organach ścigania wielokrotnie zdarzało się mi korzystać z tzw. kontroli operacyjnej w postaci podsłuchu telefonicznego i podsłuchu pomieszczeń. W czasach PRL zgodę na jego zastosowanie wydawał naczelnik wydziału „T” (techniki operacyjnej). Za tzw. demokratycznej wolnej Polski zmieniły się przepisy i aby uzyskać prawo do kontroli operacyjnej tego typu należało najpierw wykazać, że prowadzone czynności operacyjne w zakresie uzyskania dowodów winy lub ustalenia sprawców wyczerpały się.
A następnie:
- Sporządzić specjalny wniosek, w którym opisywało się cel prowadzonych działań operacyjnych i wskazać konkretne powodu uzasadniające zastosowanie podsłuchu.
- Zanieść taki wniosek do naczelnika wydziału, który kierował go do komendanta wojewódzkiego do zatwierdzenia.
- Zatwierdzony wniosek wysyłało się (dowoziło) do prokuratora wojewódzkiego do zatwierdzenia. W tym jedynym przypadku prokurator mógł zażądać akt operacyjnych, ale w części dotyczącej okoliczności wskazującej na taką potrzebę.
- Następnie trzeba było pojechać do sądu okręgowego (a może apelacyjnego – już nie pamiętam), gdzie wyznaczony sędzia miał prawo wniosek podpisać, albo odmówić tego.
Nie spotkałem się ani razu z tym, aby sędzia zażądał akt sprawy, co dowodzi, że swą zgodę opierał jedynie na tym, co we wniosku i w dołączonych do niego dokumentach było przez funkcjonariusza zapisane. Nigdy też nie spotkałem się z odmową takiego sędziego. Dlatego śmieszą mnie bardzo te wszystkie głupio-naiwne zapewnienia pisowskich dyletantów, że sądy kontrolują i decydują kiedy i kogo można podsłuchiwać.
W sprawach kontroli operacyjnej Policji i Służb Specjalnych mam od lat wyrobione zdanie. Jest to ważny element wojny ze światem przestępczym i stosowanie techniki operacyjnej nie powinno podlegać jakiejkolwiek dyskusji. Kto nie ma nic na sumieniu, podsłuchu nie musi się obawiać, a przewidziane prawem procedury gwarantują, że takie metody mogą i są stosowane jedynie wobec ludzi zagrażających obowiązującemu porządkowi prawnemu, a zwłaszcza bezpieczeństwa obywateli i samego państwa, jako takiego.
Owszem, mogą się zdarzyć przypadki, że będzie podsłuchiwany ktoś, kto niczego złego nie zrobił, a jego jedynym „grzechem” było ot, że z jakichś powodów stanowił tzw. kontakt z podsłuchiwanym (czyli figurantem rozpracowania). Tego wykluczyć się nie da i jest to cena za zapewnienie poczucia bezpieczeństwa, z czego obywatele muszą zdawać sobie sprawę i się z tym pogodzić.
I nie byłoby z tym żadnego problemu, gdyby nie fakt, że w latach 2005-2007 i 2015 -2022 państwo wpadło w łapy ludziom, którzy nigdy nie powinni pełnić najmniejszej funkcji w jego strukturach. Niestety tak się stało i system, który wcześniej uderzał w świat przestępczy, stał się systemem wrogim wszystkim obywatelom, ponieważ nikt nie ma gwarancji, czy z jakiegoś błahego powodu nie jest obiektem chorej ciekawości tych, którzy wzięli w swoje łapki różne niebezpieczne zabawki.
Politycy, a przede wszystkim ci nadzorujący obecnie różnego rodzaju służby specjalne, nie powinni mieć jakiegokolwiek prawa do wglądu lub ingerencji w sprawy będące w gestii Policji, ABW, CBA SW i SKW. Zadaniem ministrów nadzorujących te ogniwa bezpieczeństwa państwa powinny mieć charakter czysto administracyjny, taki jak do czasu powstania lex Czarnek miał kurator w stosunku do dyrektora szkoły. Wara im od spraw merytorycznych, a szczególnie operacyjnych.