Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

środa, 14 luty 2024 09:58

Gołąbek pokoju odleciał

  •  
Oceń artykuł
(3 głosów)

   W czasach tzw. komuny, czyli w PRL, od pierwszych lat szkolnych wbijano nam do głów, że najważniejszym obowiązkiem wszystkich jest walka o trwały pokój na świecie, czego symbolem był „gołąbek pokoju”, przez wszystkie te lata stale obecny w przestrzeni publicznej nie tylko w Polsce.

                                                                                                                         

        Gołąbka Pokoju, na serwetce w hotelu Monopol, narysował Pablo Picasso podczas wizyty we Wrocławiu w sierpniu 1948 roku. Rysunek ten stał się symbolem międzynarodowych ruchów na rzecz pokoju na świecie.

O konieczności walki o pokój uświadamiały nas, stale napływające informacje o licznych aktach zbrojnej agresji, jakiej na suwerenne państwa w każdym bez mała zakątku Ziemi - z pominięciem Europy i ZSRR - dokonywały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. I nagle, można by rzec z dnia na dzień, ten gołąbek pokoju zniknął, a jego miejsce zajęła brutalna propaganda wojny, nieustannie sączona w mediach przez polityków i usłużnych im dziennikarzy z wszystkich opcji politycznych. Nikt nie ma wątpliwości, że stało się to za przyczyną rosyjskiej agresji na Ukrainę, mającą miejsce 24 lutego 2022 roku. Dała ona asumpt fałszywej propagandzie głoszącej, że ta rosyjska agresja jest pierwszą po 1945 roku wojną, naruszającą zasadę o nienaruszalności granic i panującego europejskiego ładu i porządku, ustanowionego po zakończeniu II wojny światowej. Czyli, krótko mówiąc, mamy uwierzyć, że Kosowo i Serbia leżą gdzieś na jakichś mitycznych antypodach i z Europą nie mają niczego wspólnego.

Propaganda ta nieustannie wbija nam do głowy, że putinowska Rosja dla światowego pokoju stanowi niesamowicie realne zagrożenie, a Polska znajduje się na celowniku rosyjskich jądrowych pocisków. I tak jak kiedyś dwubiegunowy politycznie i militarnie świat zaczął się w imię pokoju rozbrajać, tak obecnie słuchać zewsząd głosy, że musimy się nagle zbroić, bo wojna z Rosją stała się nieuchronnością. Nieuchronność ta wynika natomiast z tego, że Putin o niczym innym nie marzy, aby wywołać światową atomową rozpierduchę. Tak  wmawiają nam, "wespół w zespół" z prawicą, nawet politycy obecnej tzw. lewicy, która niegdyś stała w pierwszym rzędzie walki o pokój, czyli o powszechne rozbrojenie. I teraz, zamiast nawoływać Ukrainę, Rosję i cały zachodni świat do podjęcia rozmów pokojowych, całe swe zaangażowanie – wraz z pozostałą częścią polskiej klasy politycznej – skupiają na straszeniu Rosją i koniecznością gwałtownego zbrojenia się.

Jakoś w Polsce nie przebiła się informacja podana przez jednego z najważniejszych polityków (ministrów) z ekipy prezydenta Zełeńskiego, że dwa miesiące po wybuchu wojny na Ukrainie, z inicjatywy prezydenta Turcji Erdogana, miały miejsce w Ankarze ukraińsko-rosyjskie rozmowy pokojowe, w wyniku których Ukraina zadeklarowała ogłoszenie neutralności, odstąpienie od chęci przystąpienia do NATO i przeprowadzenie denazyfikacji. Czyli zgodziła się na wcześniejsze żądania Putina, których odmowa przez Kijów i Waszyngton stała się zarzewiem tej wojny. I kiedy delegacja ukraińska wróciła do Kijowa, aby rząd i parlameent  parafowały zawartą ugodę, w Kijowie nagle pojawił się ówczesny premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson, który dosyć brutalnie skłonił Zełenskiego do ogłoszenia, że każde publiczne mówienie o pokoju z Rosją, jest niczym innym niż zdradą stanu. I tak oto premier Wielkiej Brytanii „uratował” wojnę na Ukrainie, przez co europejscy i amerykańscy producenci broni zacierają ręce, bo nic tak jak wojna nie nakręca ich biznesu. Produkcja broni i wszelkiego innego uzbrojenia rośnie na potęgę, a np. w takiej Polsce zrozpaczeni rodzice, dla ratowania swych bardzo ciężko chorych dzieci, muszą ogłaszać zbiórki pieniężne, ponieważ państwa nie jest na to (finansowo) stać.

Jednocześnie gołym okiem widać, że zdecydowana większość państw członków NATO jakoś tej Rosji i jej atomowego oręża się nie boi i od lat zalega z wysokością wpłat członkowskich, co bardzo wkurzyło byłego i prawdopodobnie przyszłego prezydenta USA Donalda Trumpa. Jak wiadomo, prowadzi on obecnie kampanię wyborczą, mającą dać mu mandat Partii Republikańskiej na kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich i na potrzeby tejże kampanii opowiedział, prawdopodobnie zmyśloną, historyjkę o rozmownie z jednym z europejskich prezydentów, który ponoć mu oświadczył, że składki na NATO w wymaganej wysokości nie płaci. Jeżeli nie płacisz – powiedział mu Trump – to jak Rosja na ciebie napadnie, to ja nie będę cię bronił. Wydaje się to bardzo racjonalną reakcją na takie zaniechania sojuszników. A oni nie płacą dlatego, że – odwrotnie niż w Polsce – wiedzą, iż art. 5 natowskiego paktu obowiązuje nadal i póki NATO istnieje, będzie obowiązywał, ponieważ jest on crème de la crème jego istnienia. No i wybuchła histeryczna wrzawa głosząca, że Trump powiedział, iż będzie namawiał Rosję, aby na tych, co nie płacą składek napadła. I brednie te jego przeciwnicy w USA głoszę bardzo poważnie, a robią to w jednym celu, aby uniemożliwić mu ponowne wygranie prezydenckich wyborów. Jednakże w Polsce brednia ta powtarzana jest każdego dnia, tak jakby nasi "polytycy" i dziennikarze nie wiedzieli, że Trump już raz był prezydentem, składki członkowskie NATO były tak samo opłacana jak dziś, a Trump groził wyjściem USA z tego paktu. I co? Z paktu nie wyszedł, nie namawiał Rosji do napaści na kogokolwiek, współpracował z Rosją (kontynuując w tym zakresie działania prezydenta Obamy) w zwalczaniu talibów w Syrii i na koniec zakończy interwencję w Afganistanie

W ten propagandowy chór dyrygowany przez propagandzistów Joe Bidena, z wielką ochotą włączyły się polskie elyty polityczne, którym  wydaje się, że tenże nieudolny jak żaden amerykański prezydent, doprowadzi do pokonania Rosji poprzez polityczne i gospodarcze sankcje oraz pompowanie w Ukrainę coraz większych pieniędzy. A tu taka siupryza, że amerykańska Izba Reprezentantów [gdzie większość mają republikanie, czyli zwolennicy Trumpa] mówi basta i na dalsze utrzymywanie ukraińskiej armii się nie godzi. Tym bardziej że sama Ameryka ma bardzo poważny problem z  ochroną swej granicy z Meksykiem, przez którą do USA wlewa się rzeka uchodźców z Ameryki Południowej. O wiele większa niż ta w Europie, płynąca z Afryki i Azji. Problem jest tak nabrzmiały, że istnieje realna groźba ogłoszenia przez Teksas secesji.

O tym się w Polsce nie mówi, chociaż kilka dni temu sam usłyszałem o tym w programie informacyjnym Fakty TVN24, ale jakoś nigdy już więcej informacji tej nie nie powtórzono. A w USA to gorący temat, o czym wiem z nadsyłanych mi  przez znajomych z Kanady i USA nagrań pochodzących z różnych amerykańskich stacji telewizyjnych i portali społecznościowych. Dlatego wiem, że jest to dla USA problem bardziej poważny, niż rzekoma rosyjska groźba wojny nuklearnej, którą tak bardzo podniecają się polscy politycy i dziennikarze.

C.d.n.

 

2566146