Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

środa, 17 styczeń 2024 12:32

Terror praworządności

  •  
Oceń artykuł
(5 głosów)

   Wydarzenia biegną tak szybko i jest ich taki natłok, a każde jest niesamowicie ważne, więc nie jestem w stanie z powodu ograniczonego miejsca ich wszystkich skomentować. Dlatego też napisany już kilka dni temu felieton odkładam na bok, aby zająć się sprawą chyba najważniejszą i najbardziej aktualną. Jest ona wielowątkowa, więc siłą rzeczy – z powodów wyżej wskazanych – zmuszony jestem do wielu uproszczeń, co zapewne niektórych może nawet i zirytuje. Chodzi mi o haniebne przemówienie Andrzeja Dudy, wygłoszone 14 stycznia br., podczas zorganizowanej przez PSL uroczystości, poświęconej 150 rocznicy urodzin wielkiego Polaka i patrioty, ludowego polityka Wincentego Witosa. Jak zwykle, tak i podczas tego przemówienia, pociesznie grając rolę męża stanu, A. Duda posługiwał się typową dla niego budzącą śmiech mimiką, która bardziej kojarzy mi się z kabareciarzem parodiującym niegdysiejszego przywódcę włoskich faszystów Benito Mussoliniego, niż prezydentem kraju będącego członkiem wielkiej europejskiej demokratycznej wspólnoty. Pal sześć tę pocieszną prezydencką mimikę, bo chodzi o to, nie jak przemawiał, tylko co powiedział. A powiedział rzecz haniebną, nie bacząc, że uroczystość była zorganizowana przez partię będącą członkiem rządzącej koalicji demokratycznej i zapominając (?), że Wincenty Witos walczył o Polskę, w której wszyscy są równi wobec prawa.

W trakcie wystąpienia w sposób – nie waham się użyć tego określenia – bezczelny i moim zdaniem rażąco naruszający zasady i prawa demokratycznego państwa, wygrażając polskim władzom paluchem, zarzucał PSL uczestniczenie w rządzącej koalicji, która zamyka posłów w więzieniu. W ten sposób dopuścił się do postawienia znaku równości pomiędzy więźniami politycznymi z 1930 roku osadzonymi jeszcze przed procesem w ciężkim więzieniu wojskowym w twierdzy brzeskiej, ze skazanymi za liczne przestępstwa urzędnicze posłami z PiS, którym po prawomocnym wyroku z mocy prawa wygaszono poselskie mandaty. Opowiadając takie haniebne polityczne dyrdymały, jakoś nie pamiętał, że to właśnie PSL, przy stanowczym sprzeciwie ówczesnego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobro, doprowadził do tego, że 25 maja 2023 roku Sąd Najwyższy po 90 latach uniewinnił Wincentego Witosa oraz dziewięciu dawnych liderów PSL i PPS skazanych w tzw. procesie brzeskim. Nie pamiętał też albo nie chciał pamiętać, że do tej rehabilitacji nawet swego najmniejszego prezydenckiego palca nie przyłożył.

Na domiar złego, tak jak i jego szef, świadomie wmawia Polakom, że Kamiński i Wąsik zostali skazani za to, że walczyli z korupcją, a więc tym samym negując, iż dopuścili się zarzucanych im licznych przestępstw. Dla mnie zakrawa to na przestępstwo określone w art. 255 § 3 k.k., czyli publiczne pochwalanie popełnienia przestępstwa. Tak tylko na marginesie wspomnę, że według prawniczej filozofii Andrzeja Dudy, było nie było doktora prawa, karze nie powinni podlegać np. policjanci, którzy zatrzymanym lub przesłuchiwanym ludziom połamali kości, a w skrajnych (i zbyt częstych) przypadkach odebrali życie. Wszak także i oni walczyli z przestępczością więc nie kara, lecz pochwała i szacunek, im się należy. Zatrważająca to logika.

Mój (i nie tylko) stanowczy sprzeciw budzi cyniczna narracja, z której wynika, że to nie sąd na podstawie zebranych przez prokuraturę dowodów ich skazał, bo za osadzenie ich w kryminale osobiście odpowiada Donald Tusk i Andrzej Bodnar, których działania wprowadziły w Polsce terror praworządności. I to właśnie w wyniku tego terroru ludzie o krystalicznej przeszłości i nieskazitelnego charakteru (jak niegdyś o Michale Banasiu opowiadali czołowi działacze PiS) znaleźli się w więzieniu, mimo że nadal pozostają posłami z ważnymi immunitetami. Andrzej Duda, głosząc tego rodzaju brednie – nawet na międzynarodowym forum w Davos - doskonale wie, że M. Kamiński i M. Wąsik zostali skazani na 2 lata nie za walkę z korupcją, lecz za przestępstwa, jakich dopuścili się w trakcie realizacji przez CBA prowokacji wymierzonej w Andrzeja Leppera, urzędującego wówczas wicepremiera polskiego rządu. Wie, ale kieruje nim nieprzemożna chęć zameldowania „panie prezesie wykonałem zadanie”.

Więc aby je wykonać do końca, musi te groźne społecznie dyrdymały powiadać na okrągło. Zapewne dlatego, że według jego i jego szefa mniemania „ciemny lud wszystko kupi” (słynna fraza Jacka Kurskiego) i przekonania, że „kłamstwo powtarzane powtórzone tysiąc razy staje się prawdą”, co z kolei było dewizą ministra propagandy III Rzeszy Josepha Goebbelsa.

Wypowiadając haniebne zdanie o panującym pod rządami Koalicji 15 Października „terrorze praworządności”, A. Duda odnosił się wprost do postępowania Ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego, który nie dał się złapać w dosyć prymitywną pułapkę, jaką na Prokuratora Generalnego chciał zastawić. Grzmiąc na lewo i prawo, że ułaskawienie w 2015 roku wspomnianych wyżej przestępców jest nadal aktualne, zaprzeczył samemu sobie, ogłaszając, że wszczyna postępowania ułaskawiające. To jak? Tamto ułaskawienie jest niby prawomocne, a on wszczyna drugie? Gdzie tu sens, gdzie logika?

Postępowanie to można by uznać za przejaw jakiejś politycznej schizofrenii lub innej aberracji psychicznej, ale wszystko wskazuje na to, że jest to działanie przemyślane, ponieważ odstąpienie od skorzystania z możliwości, jakie dają mu prezydenckie prerogatywy zapisane w art. 139 Konstytucji, stanowi dla politycznych potrzeb prezesa Kaczyńskiego doskonale paliwo. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy całkowicie zdruzgotany został tzw. mit smoleński.

Dlatego odpowiedzialność za dalsze (słuszne) przebywanie Kamińskiego i Wąsika za kratami przerzucił na barki Adama Bodnara po to, aby jego polityczny pryncypał mógł (z widocznym trudem) dreptać późną nocą pod areszt śledczy w Warszawie, by domagać się natychmiastowego wypuszczenia na wolność skazanych. Oczywiste jest, że nie mógł w tym celu podreptać pod Pałac Prezydencki, aby tam swe żądania wykrzykiwać, ponieważ musiałby udawać, że nie ma zielonego pojęcia o zasadach stosowania prezydenckiego prawa łaski. On o tym doskonale wie i dlatego w czasie marszu w obronie pisowskich milionerów, przemawiając do wiernych swych wyznawców, nawet się nie zająknął o tym, że Kamiński z Wąsikiem siedzą dlatego, że Duda nie chce im udzielić swej prezydenckiej łaski i zamiast niej wdrożył postępowanie przewidziane w k.p.k.. A ta procedura stosowana jako narzędzie terroru praworządności, czyli zgodnie z obowiązującym prawem, może potrwać nawet kilkanaście miesięcy.

Jednym słowem Kamiński i Wąsik przebywają za kratami z zakamuflowanej woli Kaczyńskiego i Dudy, ponieważ terror praworządności, który tak oburza A. Dudę, wymaga respektowani art. 568 k.p.k., zgodnie z którym dla zarządzenia przerwy w karze (do czasu ukończenia postępowania o ułaskawienie), zaistnieć muszą szczególne warunki, jakich w tym przypadku nie ma. A więc Adam Bodnar kaprysu prezydenta spełnić nie może. Również i z tego powodu, iż wie, że po ich uwolnieniu, Andrzej Duda do końca swej kadencji nie podpisałby aktu łaski, więc zwolnieni przestępcy wraz z całą partyjną wierchuszką mogliby bez przerwy tumult podnosić, twierdząc, że ich wyroki sądu nie obchodzą i nadal posiadają mandaty. Taki właśnie scenariusz, mimochodem, potwierdziła w telewizyjnym wywiadzie prezydencka minister Małgorzata Paprocka.

A co do tego terroru praworządności, to cieszą mnie słowa D. Tuska skierowane do A. Dudy, że jednym z podstawowych celów, do jakiego dąży, jest właśnie jego zaprowadzenie, ponieważ gwarantuje to powrót tak długo oczekiwanej normalności. Bo nie tylko ja tego pisowskiego prawa i sprawiedliwości, plującego w twarz milinom Polaków w kraju i za granicą, mam już po dziurki w nosie.

2566074