Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

czwartek, 16 listopad 2023 09:01

A dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem …

  •  
Oceń artykuł
(4 głosów)

    Symbolem odzyskanej wolności i demokracji pozostanie dla mnie widok starszej (wyraźnie starszej ode mnie) i raczej mikrej postury pani, która 13 listopada 2023 roku z wielkim entuzjazmem uczestniczyła w rozbiórce pisowskich barierek wokół Sejmu. W tym akcie obywatelskiego niezadowolenia brała udział spora grupa warszawiaków, a czynili to na oczach policjantów, którzy jakby nagle doznali kurzej ślepoty. Niestety to  budząc nadzieję wydarzenie, zostało w tym samym dniu zapaskudzone tym co się w Sejmie, a następnie w Kancelarii Prezydenta RP wydarzyło. Wydarzenie te każdy mógł zobaczyć, jeżeli poświęcił swój czas, aby śledzić je na ekranie telewizora. Ja ten czas poświeciłem i wszystko co się w Sejmie i Pałacu Prezydenckim działo, oglądałem od samego początku do końca. A początek był budujący, bo Andrzej Duda, Jarosław Kaczyński, Mateusz Morawiecki mogli się namacalnie przekonać, że obóz Zjednoczonej Prawicy wybory przegrał z kretesem, przez co utworzona demokratyczna koalicja sejmowa nie dopuściła do tego, aby poprzednia niesławna marszałek sejmu Elżbieta Witek, mogła sprawować dotychczasową funkcję. A Sejm RP uznał też, że również nie jest godna sprawowania funkcji jego wicemarszałka.

Wywołało to straszliwe oburzenie posłów tejże Zjednoczonej Prawicy, którzy za nic nie mogli zrozumieć, że funkcji tych nie może pełnić osoba, która przez 8 lat, wypełniając wolę prezesa PiS, niszczyła jak mogła polski parlamentaryzm, a sejm sprowadziła do roli maszynki do głosowania zgodnego z jego wolą. Nie mogli, bo nie byli w stanie zrozumieć, że oto ziściło się to, co oni w przeszłości tak chętnie powtarzali, kierując do sejmowej opozycji słowa, że to ich suweren wybrał, a więc to oni mają prawo tego suwerena reprezentować, a opozycja ma stulić uszy po sobie i nie przeszkadzać. I oto nagle doszło do zadziwiającej politycznej amnezji, bo okazuje się, że wola wspomnianego suwerena posłów PiS absolutnie nie interesuje i jej nie dostrzegają, co świadczy tylko, że zaczęli żyć w jakimś odmiennym stanie rzeczywistości.

Kolejnym symbolem odzyskanej wolności i demokracji był też dla mnie widok skamieniałego ze zdziwienia Jarosława Kaczyńskiego, który po zamknięciu posiedzenia sejmu na dobre kilka minut kompletnie znieruchomiał, wywołując wyraźne oznaki silnego zaniepokojenia osób, które się wokół niego przez czas tego odrętwienia skupili. Ale prezes jakoś doszedł do siebie i idąc sejmowymi korytarzami, otoczony zewsząd przez dziennikarzy (kolejny przykład powracającej demokracji) raczył nazwać lidera demokratycznej większości sejmowej lumpem, charakteryzującym się „niemieckim chamstwem”. Pokazał tym samym nie tylko swą kulturę osobistą, ale także właściwą mu polityczną klasę, co bez wątpliwości dostrzegł cały świat z podziwem obserwujący zryw polskiego społeczeństwa.

Ta antyniemiecka retoryka prezesa i całego pisowskiego środowiska, będąca wyrazem dręczących ich fobii, która z niesamowitą butą powtarzana była w całej kampami wyborczej 2023 roku, pozwala na zwerbalizowanie pewnego spostrzeżenia, jakie sława prezesa wywołują. A pozwalają one – na zasadzie repliki – na stwierdzenie, że o ile D. Tusk i demokratyczna opozycja reprezentuje „niemieckie interesy”, to symetrycznie J. Kaczyński i jego obóz polityczny reprezentują „interesy rosyjskie”, bo przez te pisowskie polityczne antyunijne wygibasy, w Moskwie strzelają przysłowiowe korki szampana. Bo o czym chyba każdy wie, nieskrywanym celem polityki Putina jest znaczące osłabienie Unii Europejskiej, w co się właśnie Kaczyński i cały PiS bez żadnego skrępowania wpisuje.

Ale nie tylko Jarosław Kaczyński ze swoimi (nadal) wiernymi sejmowymi akolitami zepsuł to wielkie święto demokracji, bo drugim pierwszoplanowym aktorem tej politycznej pisowskiej hucpy, był Andrzej Duda odgrywający wciąż rolę polskiego prezydenta. Odgrywając tę rolę 23 listopada wygłosił sejmowe orędzie, którego nie zamierzam komentować, bo co o tym myślę, napisałem tydzień temu, wspominając o wkładaniu demokratycznej większości sejmowej przysłowiowego kija w szprychy. Jednego jednak bez komentarza pozostawić nie mogę i nie powinienem. Otóż wygłaszając w swoim stylu owo orędzie, Andrzej Duda skierował w stronę siedzącego prawie naprzeciwko Donalda Tuska i pozostałych posłów demokratycznej większości jawną groźbą stosowania weta, w każdym przypadku próby likwidowania dorobku PiS z ostatnich ośmiu lat rządów Jarosława Kaczyńskiego. A więc tego „dorobku” przeciwko któremu 15 października 2023 roku obywatele Rzeczpospolitej powiedzieli zdecydowane NIE.

Zwieńczeniem tego zadziwiającego politycznego marnej jakości kabaretu były scenki z pałacu Prezydenckiego, kiedy to Andrzej Duda desygnował na premiera rządu Mateusza Morawieckiego, ponieważ ten – co słyszałem na własne uszy – zapewnił go o tym, że jest w stanie zmontować większość sejmową i utworzyć rząd pod swoim przewodem. Przykro mi bardzo o tym pisać, ale byliśmy świadkami żałosnej scenki, w której Andrzej Duda rozmienił się na drobne, dając swoim politycznym kolegom jeszcze trochę czasu, aby mogli dla siebie jakieś lody jeszcze trochę ukręcić, a przy okazji zniszczyć dowody wielu dokonanych przekrętów opisanych w kodeksie karnym. Oglądając to, przypomniały mi się słowa prezydenckiej przysięgi, że „dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem”. Przysięgi potwierdzonej odwołaniem się do Boga. Jakie to żałosne się okazało.

A pan Bóg siedząc gdzieś tam w otchłaniach Nieba, bezgłośnie załkał.

2566299