Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

poniedziałek, 20 maj 2024 14:32

W sidłach prawa - Rozdział II

  •  
Oceń artykuł
(2 głosów)

   Ponieważ istnieje szansa, że uda się jednak doprowadzić do wznowienia prawomocnie zakończonego procesu, postanowiłem przyśpieszyć napisanie książki o tym jak organa ścigania i wymiar sprawiedliwości potraktowały Wojciecha Pyłkę. Poniżej prezentuję fragment II rozdziału tej książki.

                                                                            ROZDZIAŁ II

                                     Ujawnienie zwłok i pierwsze czynności

                                                              procesowe

Wyselekcjonowane karty akt czytałem i analizowałem przez co najmniej tydzień, w efekcie czego sporządziłem wiele notatek i uwag zawierających dostrzeżone błędy, niedociągnięcia, jak również wiele [zbyt wiele] popełnionych świadomie lub nie przekłamań oraz – nie boję się użyć tego stwierdzenia – celowych naruszeń prawa procesowego. Stwierdziłem też niestety wiele naruszeń podstawowych zasad działania funkcjonariuszy na miejscu zdarzenia, wynikających z wewnętrznych przepisów Policji. Ogólnie rzecz ujmując, lektura akt pozwoliła mi na pełną wizualizację wszystkiego tego, co na tych kartach zostało zapisane, co zostało przeprowadzone zgodnie z kryminalistyczną sztukę, a co dokładnie spaprane nie tylko przez przedstawicieli organów ścigania, ale też przez wymiar sprawiedliwości. I nie mam żadnych wątpliwości, że błędy popełnione przez sędziów były bardziej tragiczne, niż te, jakich dopuścili się funkcjonariusze Policji i Prokuratury. Bo sędziwie są właśnie po to, by wszystkie popełnione błędy wychwycić i naprawić, aby niewinnych ludzi nie pakować do kryminału.

Dla większej przejrzystości przedstawionego sądowi materiału procesowego, pozwalającej na zrozumienie, na czym polegało wrobienie Wojciecha Pyłkę w zabójstwo Janusza Laskowskiego, poszczególne udokumentowane zdarzenia i czynności usystematyzowałem w następujących grupach:

1. ujawnienie zwłok i pierwsze czynności wykonane po zgłoszeniu;

2. czas sporządzenia aktu zgonu i uwagi lekarza z Pogotowia Ratunkowego;

3. przybycie funkcjonariuszy z Wydziału Kryminalistyki KMP w Wałbrzychu;

4. sporządzenie notatki urzędowej z miejsca zdarzenia;

5. sporządzenie postanowienia o umorzeniu śledztwa;

6. postanowienie prokuratury o wszczęciu śledztwa;

7. przesłuchanie świadków.

Takie tematyczne ustawienie winno lec u podstaw czynności każdego śledczego i to niezależnie od tego, czy był to policjant, czy prokurator, w każdym przypadku, kiedy taki śledczy ma zamiar ustalić prawdziwego sprawcę przestępstwa, a nie tylko szybko zakończyć postępowanie. W sprawie Wojciecha Pyłki niestety to drugie myślenie przeważyło na wszystkich szczeblach i etapach postępowania.

Dlatego musiałem ułożyć coś w rodzaju osi chronologicznej, bo tylko taki swoisty „kalendarz” gwarantował mi ustalenie, czy Wojciech Pyłka był sprawcą powieszenia Janusza Laskowskiego, czy też „inni szatani byli tam czynni1, albo że być może szatan winny śmierci Laskowskiego umieścił sobie gniazdko w jego głowie.

* * *

1. Ujawnienie zwłok i pierwsze czynności wykonane na miejscu zdarzenia;

31 stycznia 2008 roku [czwartek], Jerzego Ch. i Daniela P. zaniepokoiło to, iż w znajdującym się na I pietrze mieszkaniu Janusza Laskowskiego, od 24 stycznia 2008 roku bez przerwy pali się światło, a jego samego od kilku dni nikt nie widział. Postanowili więc sprawdzić przez okno, co się w jego mieszkaniu dzieje. W tym celu przynieśli drabinę, po której wszedł, mieszkający na parterze, Daniel P. i przez szyby okienne zauważył, że kołdra na stojącej naprzeciw okna wersalce, ułożona jest w taki sposób, jakby spod niej wystawały ludzkie nogi [k.39]2.

O podejrzeniu, że Laskowski być może nie żyje, powiadomili dyżurnego Komisariatu V Policji z dzielnicy Biały Kamień, który w celu sprawdzenia tej informacji wysłał mł. asp. Mariusza B. Już w trakcie „pierwszego czytania” akt zdziwiło mnie to, że tylko w jednym dokumencie wskazana jest godzina, o której Mariusz B. pojawił się pod podanym Policji adresem. Była to notatka urzędowa [k.01], opatrzona datą 31.01.2008 roku, w której jej autor napisał:

W dniu 18.08.2007 r.3, o godzinie 11.00, z polecenia dyżurnego Komisariatu Policji V w Wałbrzychu, udałem się na ul. Andersa […]”.

Od razu podkreślam, że to, o której godzinie Mariusz B. faktycznie pojawił się w miejscu zamieszkania Janusza Laskowskiego, ma istotne znaczenie dla ustalenia, czy niektóre opisane czynności były faktycznie wykonane, lub przynajmniej mogły mieć miejsce. Jest to kwestia niesamowicie istotna dla oceny całości ustaleń policyjno-prokuratorskich i sądowych.

Brak informacji o godzinie powiadomienie Policji można zauważyć we wszystkich protokołach przesłuchania Jerzego Ch. i Daniela P., ale także w treści uzasadnienia aktu oskarżenia [k.1125], w którym prokurator nadzorująca śledztwo napisała:

W dniu 18 stycznia 2008 roku4 funkcjonariusze Komisariatu V Policji w Wałbrzychu powiadomieni zostali przez sąsiadów Janusza L. zamieszkałego w Wałbrzychu przy ulicy Andersa [...] o tym, że od kilku dni nie daje on znaku życia”.

Zadaniem Mariusza B. wynikającym z policyjnej pragmatyki było sprawdzenie przekazanej dyżurnemu informacji i w przypadku podejrzenia prawdopodobieństwa działania przestępczego, zabezpieczenie mieszkania do czasu przybycia ekipy dochodzeniowo-śledczej KMP.

Ponieważ mieszkanie były zamknięte, a nikt nie reagował na pukanie, po uzgodnieniu z oficerem dyżurnym, zadecydowano o wezwaniu pracownika Miejskiego Zarządu Budynków z rejonu dzielnicy Biały Kamień, który następnie wyważył je przy użyciu łomu. Okazało się, że drzwi posiadały dwa zamki, w tym jeden podklamkowy, którego rygle były w pozycji „otwartej”, a ten w zamku zatrzaskowym był wysunięty, przez co uniemożliwiał otworzenie drzwi od strony klatki schodowej [k.392]. Innymi słowy, każdy, kto nie posiadał kluczy, bez czynnego udziału kogoś przebywającego w mieszkaniu, nie był w stanie do niego się dostać bez naruszenia struktury drzwi wejściowych. Przy wyważaniu drzwi obecny był Jerzy Ch., który wszedł też do mieszkania, asystując Mariuszowi B. ale policjanci z KMP ustalili to dopiero 4 lipca 2008 r. [k.538].

Ten istotny fakt [o czym, będzie mowa później] nie został ujęty w notatce urzędowej Mariusza B., w której podaje, że zdarzenie miało miejsce 18 sierpnia 2007 roku. Rozumiem, że każdy może popełnić taką gafę, ale w tym przypadku dotyczy to dnia, miesiąca i roku, co wskazuje, że w pewnym momencie myśli funkcjonariusza zaabsorbowane były zupełnie czymś innym. Podobny błąd w dacie zdarzenia popełniła też autorka aktu oskarżenia i dziwne, że błąd ten nigdy nie został w treści tego dokumentu poprawiony.

Ktoś powie, że to nic nieznaczący drobiazg, z czym mogę się zgodzić, jednakże ten drobny błąd świadczy o poziomie nadzoru ze strony przełożonych, wobec czego nie mam absolutnie pewności, czy byli oni w stanie dostrzec inne, bardziej ważkie, błędy lub niedociągnięcia. Świadczyć też może i o bałaganie towarzyszącym temu śledztwo od początku do końca, czemu jakoś nikt nie był w stanie zapobiec.

Jednakże ten „drobny błąd” w notatce oraz brak informacji o asystującym jej autorowi Jerzym Ch. i o obecności w mieszkaniu innych osób, dał mi podstawę do uzasadnionego podejrzenia, że notatka była antydatowana, ponieważ została napisana w innym terminie. Aby jednak nie wyprzedzać faktów, będę o tym pisał w dalszej części.

Po ujawnieniu zwłok, na miejsce skierowano zespół ratunkowy z wałbrzyskiego Pogotowia Ratunkowego oraz Zakład Pogrzebowy, którego pracownicy mieli odebrać zwłoki po zakończeniu czynności prowadzonych w mieszkaniu denata. Charakterystyczne dla tego śledztwa jest to, że znów brakuje podstawowych informacji dotyczących godziny, o jakiej obydwa zespoły przybyły pod wskazany adres, godziny zabrania zwłok, wskazania Prosektorium gdzie zwłoki zostały umieszczone i co najważniejsze żadna z tych osób widzących zarówno same zwłoki, jak i miejsce, w jakim się znajdowały, nie została przesłuchana.

Z protokołu zgonu wynika, że został on sporządzony o godzinie 16:55 [k. 04], co wzbudziło moje wielkie dziwienie z uwagi na to, że mł. asp. Mariusza B. w swej notatce napisał, iż do miejsca zamieszkania Laskowskiego przybył o godzinie 11:00. Moje zawodowe doświadczenie w tej mierze podpowiada mi, że na wezwanie Policji, dotyczące ujawnienia ludzkich zwłok, Pogotowie Ratunkowe wysyła karetkę prawie natychmiast, a na pewno w czasie nie dłuższym niż 30 minut. W 2008 roku Stacja Pogotowia znajdowała się tuż przy Komendzie Miejskiej, a z tego miejsca do miejsca zamieszkania Laskowskiego, biorąc pod uwagę ówczesny układ komunikacyjny centrum Wałbrzycha, było około 4300 metrów, którą karetka pogotowia pokonywała w ciągu około 8 minut. Rodzi się więc pytanie, czy notatka zawiera prawdziwe informacje zapisane w czasie rzeczywistym, czy odtworzone z pamięci po upływie jakiegoś czasu. Nie mam wątpliwości, że Mariusz B. na pewno w tym czasie przebywał w mieszkaniu Laskowskiego, ponieważ na Protokole Zgonu widnieją jego dane oraz podpis. Zastanawiam się więc, co on przez ten czas tam robił, ponieważ w aktach nie ma najmniejszego śladu po jakimś dokumencie, w którym znajdowałaby się informacja na ten temat. Ponadto protokół zawiera informację, że śmierć nastąpiła w wyniku zamachu samobójczego, a lekarz nie stwierdził żadnych objawów wskazujących na znamiona przestępstwa.

Tożsamość denata została potwierdzona przez Jerzego Ch. Zaraz po ujawnieniu wiszących zwłok oraz na podstawie nieważnego [bo z obciętym rogiem] prawa jazdy. O tym dokumencie policjant wspomina w notatce, ale nie podaje żadnych informacji gdzie i przez kogo został ujawniony.

Jeszcze bardziej niezrozumiałe jest postępowanie policjantów i Prokuratury w odniesieniu do stwierdzenia Jerzego Ch. zawartego w protokole przesłuchania z 09.07.2009 (k.1536/1540) :

W mieszkaniu pozostał policjant. Panowie z administracji oraz ja wyszliśmy. Wiem, że pojawiła się w pewnym momencie ekipa policyjna, byli panowie z jakimiś walizeczkami, ale bardzo szybko też pojawiła się ekipa zakładu pogrzebowego.”

Z zeznania tego wynika, że w mieszkaniu oprócz Mariusza B. oraz świadka przebywali też jacyś pracownicy z MZB, ale co ważniejsze, na miejsce przybyła ekipa policyjna, której członkowie mieli jakieś walizeczki. Nie mam wątpliwości, że byli to funkcjonariusze z dochodzeniówki i wydziału kryminalistyki, których wysłano do przeprowadzenia oględzin, których jednak nie doszło z uwagi na informację lekarza, że śmierć nastąpiła w wyniku zamachu samobójczego. Wydaje się to wysoce prawdopodobne, bo analiza całości dokumentacji ten niewątpliwy fakt potwierdza. Tak samo, jak pośrednio potwierdza to sam Mariusz B., w którego notatce nie ma ani słowa o tej ekipie i o przeprowadzonych oględzinach.

Na marginesie jedna mała uwaga odnosząca się do tak udokumentowanego swego pobytu w mieszkaniu Janusza Laskowskiego. Otóż gdyby do oględzin doszło, to nie tylko on napisałby o tym w notatce, ale również przeprowadzający je policjanci sporządziliby obowiązkową notatkę pooględzinową”, jaką zawsze dołącza się do protokołu oględzin. A tych elementów w aktach nie ma.

Natomiast, ku mojemu zdziwieniu, w aktach sprawy znajduje się protokół oględzin przeprowadzonych osobiście w godzinach 16:00 – 17:30 przez Mariusza B. z czego wynika, że oględziny te prowadził w trakcie oględzin ciał i sporządzania dokumentacji medycznej, zakończonych około godziny 17:00. Z treści tego protokołu można wysnuć wniosek, że karawan Zakładu Pogrzebowego pojawił się dopiero po godzinie 17:00, albowiem trudno sobie wyobrazić, aby zwłoki były wynoszone w trakcie tej czynności, albo że czynność przeprowadzono po tym, kiedy „czarne pogotowie”5 zwłoki z mieszkania zabrało. Jedna i druga sytuacja stoi w tak jawnej sprzeczności z zasadami dotyczącymi prowadzenia oględzin miejsca zdarzenia przestępczego [zwłaszcza w przypadku ujawnienia zwłok] i nie wyobrażam sobie, aby nikt na to nie zwrócił uwagi.

Wielkie zdziwienie wzbudził we mnie fakt, że oficer dyżurny z KMP, Mariusz B. z V Komisariatu, lekarz pogotowia, pracownicy prosektorium oraz funkcjonariusze z dochodzeniówki i kryminalistyki KMP nie zostali przesłuchani w charakterze świadków, chociaż ich zeznania mogłyby wnieść szereg bardzo istotnych dla śledztwa informacji. Niestety wszystko to ma tylko jedno wytłumaczenie, które nie tylko wskazuje na możliwość popełnienia przestępstwa przez funkcjonariuszy policji, ale także wskazuje, jak marnej kondycji było to całe śledztwo, a w jego następstwie proces i wyrok karny. Szczegóły tego wątku przedstawię w dalszej kolejności.

1 Fraza wiersza Kornela Ujejskiego Chorał

2 Podane w nawiasach liczby to numery kart znajdujących się w aktach procesowych

3 Tak w oryginale.

4 Tak w oryginale.

5 Popularne określenie używane przez funkcjonariuszy Policji.

 

2640862