Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

czwartek, 06 lipiec 2023 14:36

Mazurkiewicz bój się Boga ... Część II. Czy korkowiec to pistolet?

  •  
Oceń artykuł
(1 głos)

   

   Po tym jak w listopadzie 2022 roku Wiktor B. odzyskał zabraną mu 14.09.2021 r. Berettę F 84, uspokoił się, a spokój duszy był uzasadniony jak najbardziej. No bo przecież Policja na pewno jego pistolet sprawdziła na wszelkie dostępne dla niej sposoby, z wykorzystaniem wszelakich zdobyczy nauki i techniki kryminalistycznej i broń zwróciła, to broń ta musiała być czysta jak pupka noworodka zaraz po kąpieli. No i tu się bardzo pomylił.

22 czerwca 2023 roku o godzinie 6.00 na jego posesję zajechały trzy policyjne samochody, z których wysypało się 10 uzbrojonych funkcjonariuszy, którzy otoczyli dom, a część z nich weszła do środka. Akcja jak z amerykańskiego kiepskiego kryminału, której z wielkim zaciekawieniem przyglądali się sąsiedzi p. Wiktora.

Po wejściu do mieszkania zdumionemu gospodarzowi, któremu przecież Policja całkiem niedawno nalot na mieszkanie urządziła, okazali prokuratorskie postanowienie z 21 czerwca 2023 roku wystawione i podpisane przez prokuratora Piotra Krupińskiego, tego samego obrońcy prawa i sprawiedliwości o istnieniu którego pan Wiktor dowiedział się prawie dwa lata wcześniej. Z okazanego mu dokumentu dowiedział się, że prokurator Krupiński „po zapoznaniu się z aktami śledztwa sygn. PK IV WZ Ds.50.2019 w sprawie o popełnienie przestępstw z art. 148 par. 1 k.k.i in. oraz wnioskiem Naczelnika Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie z dnia 20 czerwca 2023 r. oraz działając z urzędu (…) postanowił zażądać(...) niezwłocznego wydania (…)”. I po tej swoistej prokuratorskiej inwokacji następuje wyliczanka różnych rzeczy, o których Wiktor B. nie miał zielonego pojęcia. Ja natomiast – ponieważ treść postanowienia znam - mogę słowem zaręczyć, że chodzi o te przedmioty, jakie w 1997 roku zamieściliśmy na liście rzeczy utraconych w wyniku zabójstwa. A więc rzeczy (w zdecydowanej większości garderoba) stanowiące własność studentów, które według naczelnika WDŚ KWP w Krakowie i samego prokuratora Krupińskiego, po 26 latach z jakichś bliżej nie znanych, ale na pewno podejrzanych, powodów znalazły się w granicach jego posesji.

Ponieważ ja policyjną robotę zawsze traktowałem i traktuję nadal bardzo poważnie, to chciałbym wierzyć, że policyjne asy z KWP w Krakowie uzyskały jakieś operacyjne (lub procesowe, a pochodzące z innych spraw) informacje, że rzeczy te, lub ich część, znajdują się w mieszkaniu Wiktora B. Przesłanką na to wskazującą jest dla mnie, zawarta w postanowieniu, informacja zawierająca się w słowach „po zapoznaniu się z (...) wnioskiem Naczelnika Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie z dnia 20 czerwca 2023 r. (…), której w postanowieniu z 2021 roku nie było. A pamiętać należy, że tamte pierwsze postanowienie było efektem prokuratorskiego ślęczenia nad aktami, czyli nie można mieć wątpliwości, że to z czerwca 2023 jest owocem wytężonej pracy operacyjno-śledczej krakowskich mundurowych.

Jednakże patrząc na to z drugiej strony, to w treści uzasadnienia całokształtu takich okoliczności (zdobyte konkretne informacje) ujawnionych w toku postępowania absolutnie brakuje. Czyli brakuje tak zwanej podstawy faktycznej (art. 92 k.p.k.1), co budzi podejrzenie bliskie przekonaniu, że postanowienie zostało wydane bezpodstawnie, czyli z naruszeniem prawa. Nie można bowiem, ot tak sobie, „wjeżdżać” do czyjegoś mieszkania i robić w nim totalny kipisz, a następnie zabierać czyjąś legalną własność, tylko dlatego, że jacyś gamonie powiedzieli prokuratorowi coś w tym rodzaju, że może coś tam znajdziemy.

Nie tak panowie policjanci i prokuratorzy prowadzi się wszelkie czynności wykrywcze i procesowe, bo policyjny zawodowiec najpierw ustala fakty (w tym przypadku, że dany dowód faktycznie się w danym miejscu znajduje), a następnie występuje do prokuratora z wnioskiem o wydanie „nakazu”. Natomiast każdy prokurator z krwi i kości, któremu autentycznie zależy na sprawie, a nie na tym, aby się cokolwiek w niej działo, postanowienia nie wyda, jeżeli policyjny wniosek będzie opierał się jedynie na jakimś nieprofesjonalnym widzimisię.

Kiedyś prokuratorzy bardzo tego przestrzegali i pamiętam nauczkę daną nam przez jednego z nich w połowie lat 80-tych XX wieku.

Zdarzyło się, że jako „młody” funkcjonariusz wydziału kryminalnego KW MO w Wałbrzychu brałem udział w śledztwie dotyczącym jakiejś grupy włamywaczy działających na terenie Kłodzka. W zasadzie to wraz z moimi kolegami z wydziału tylko pomagaliśmy z kryminalnym tamtejszej komendy, którzy tę grupę od dłuższego czasu rozpracowywali. Chcąc przyspieszyć zakończanie tej operacji, ktoś rzucił propozycję, aby udać się do Prokuratury z wnioskiem o wydanie nakazu przeszukania u jednego z włamywaczy, u którego „na bank” powinny znajdować się jakieś stare i nowe fanty z licznych włamań. Bardzo przyspieszyłoby to realizację założonych planów operacyjno-śledczych, a propozycja oparta była na analizie różnych posiadanych informacji i znajomości sposobu funkcjonowania rozpracowywanej grupy. Do Prokuratury udało się dwóch naszych kolegów – jeden z Kłodzka, drugi z Wałbrzycha – i po jakimś czasie wrócili z nosami spuszczonymi na kwintę. Okazało się, że prokurator, który miał wówczas dyżur (działo się to około 18-tej), poinformował ich, że nakazu nie dostaną, jeżeli nie przedstawią mu „dowodów” na to, że informacja o tychże fantach jest procesowo udokumentowana. Panowie – powiedział – mnie wasza wiedza operacyjna w ogóle nie obchodzi, aczkolwiek w nią wierzę i doceniam wasze wysiłki, ale jeżeli się tylko na niej opieracie i jesteście swego pewni, to możecie przeszukanie przeprowadzić na podstawie nakazu kierowniczego2 lub nawet na legitymację. Jeżeli traficie, to ja bez problemu mam to przeszukanie zatwierdzę. Wasze ryzyko. Wierzyliśmy w wiedzę operacyjną kolegów z Kłodzka i do mieszkania weszliśmy, a prokurator wszystkie podjęte czynności zatwierdził bez żadnych problemów.

Ale tak postępowali doświadczeni prokuratorzy, dla których prawo nie było tylko zadrukowanymi kartkami w okładkach, a od funkcjonariuszy wymagali rzetelnej roboty opartej na faktach, a nie przypuszczeniach. Nawet uzasadnionych. Obecnie gdzieś się to niestety zagubiło. Być może dlatego, że obowiązujące prawo dopuszcza możliwość przeszukania na podstawie nakazu kierownika jednostki lub na podstawie policyjnej legitymacji jedynie w przypadkach niecierpiących zwłoki, „jeżeli postanowienie sądu lub prokuratora nie mogło być wydane” (art. 220 § 3 k.p.k.3). Trochę inaczej wyglądało to w tamtych czasach, bo kierownik sekcji w wydziale kryminalnym lub dochodzeniowym dysponując bloczkiem z blankietami nakazu, nie musiał za każdym razem biegać do prokuratora o wydanie postanowienia, ale jednocześnie ryzykował, jeżeli informacje na których się opierał, były nietrafione. Dlatego nigdy nie podejmowaliśmy działań opartych na przypuszczeniach i kiedy wchodziliśmy „na legitymację” to zawsze na pewniaka.

Widać, że w Stołecznym Królewskim Mieście Kraków policjanci w lipnej sprawie wolą się podeprzeć prokuratorskim autorytetem, bo jak wiadomo prokurator immunitetem stoi. Niestety, asy z Krakowa kierując się tylko i wyłącznie swoim widzimisię, wielu ludziom w Polsce wiele krzywd wyrządzili, aby pokazać, że coś robią, chociaż nie na tym polega policyjna robota.

Nie wiem czym kierował się naczelnik WDŚ KWP z Krakowa, kiedy „poleciał” z wnioskiem do prokuratora i w zasadzie mało mnie obchodzi, czy polecenie, aby na Wiktora B. coś wymyślić, wyszło z prokuratury, czy też był to taki jego autorski pomysł. Nie obchodzi mnie dlatego, że niezależnie jak naprawdę było, postanowienie to – o czym już pisałem - nie nie spełnia podstawowych nakazów procesowych. Ot i cała filozofia.

Zastanawiam się ilu jeszcze ludzi, oprócz mnie i Wiktora B., padło ofiarą tej niesamowitej kryminalistycznej hucpy? Kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu? A może nawet kilkuset podejrzewanych? Osobiście w tej sprawie znam jeszcze dwa takie przypadki.

Z dokumentów jakie legalnie posiadam oraz z własnych dociekań poczynionych w 2021 roku wiem, że podobne postanowienia o żądaniu wydania rzeczy – przeszukaniu, otrzymał Robert M. i Janina N. mieszkańcy niewielkiej miejscowości Łężyce gmina Szczytna w powiecie kłodzkim. Stało się tak ponieważ 17 czerwca 2021 roku do prokuratora Krupińskiego wpłynął wniosek (sic!) naczelnika Wydziału Kryminalnego KWP w Krakowie o wydanie postanowień wobec wskazanych wyżej mieszkańców Łężyc, których zabudowania znajdują się u podnóża szczytu Narożnik, aczkolwiek w pewnej odległości od siebie, przy czym gospodarstwo Janiny N. usytuowane jest praktycznie w głębi lasu, a Roberta M. na skraju tak zwanej Sawanny4.

Obydwie te osoby zostały przez nas przesłuchane we wrześniu 1997 roku, ale niezależnie od tego kilkakrotnie przyjeżdżaliśmy do nich, aby na na temat coraz to nowych naszych ustaleń przeprowadzić z nimi rozmowy. Szczególnie dla nas ważne były informacje pochodzące od Janiny N., która okazała się jedyną osobą wskazującą dokładnie godzinę, w której usłyszała drugi ze strzałów. Usłyszała go na moment przed tym, kiedy weszła do mieszkania (budynku) i odruchowo spojrzała na zegar, aby sprawdzić, ile godzin wraz z synem spędziła zbierając jagody. Była 16:57. To właśnie jej zaznania były dla nas punktem odniesienia dla weryfikacji zeznań innych świadków, którzy również słyszeli strzały (i krzyk) dobiegające z Narożnika. Zaznania te uznaliśmy za wiarygodne, ponieważ nie wystąpiły jakiekolwiek przesłanki mogące podważyć jej prawdomówność, zwłaszcza że nie uzyskaliśmy żadnych informacji pozwalających w jakikolwiek sposób z tą zbrodnią powiązać ją lub członków jej rodziny. Podobnie było w przypadku Roberta M., bo również nie mieliśmy wątpliwości, że w tym czasie znajdował się o kilkaset metrów od miejsca miejsca zabójstwa Anny i Roberta. Miał na to niepodważalne alibi, no i nie miał żadnych powodów, dla których mógłby kogokolwiek zastrzelić, lub w inny sposób pozbawić życia.

Według relacji Roberta M. i jego żony Jolanty, przeszukanie mieszkania przebiegało spokojnie, a policjanci zachowywali się bardzo poprawnie, aby nie powiedzieć, że prawie przyjaźnie. Trochę było śmiechu, kiedy szukając pistoletu i amunicji zaczęli wykrywaczem metali sprawdzać jedno z pomieszczeń gospodarczych, w którym różnego żelastwa (jak to na gospodarstwie) było po kokardę. Gwizdało i brzęczało tak, że głowa mogła rozboleć. To samo powtórzyło się, kiedy tym aparatem zaczęli „jeździć” po niebywale twardym „klepisku” podwórka, które z przyległościami (łąka dla koni) ma chyba na moje oko ze 3 hektary. Ledwie zaczęli, a miejsca aparat zasygnalizował jakiś zakopany metal. No to go odkopali, chociaż ziemia była ubita jak beton i wykopali jakiś stary gwóźdź czy coś w tym rodzaju. Ponieważ „gwizdało” dalej, po krótkiej naradzie odstąpili od poszukiwań, zadowalając się oświadczeniem Roberta5, że żadnej broni w jego gospodarstwie nie uświadczą. Przeszukali też mieszkanie, ale i tu spotkał ich zawód, albowiem żadnej rzeczy wymienionej w treści postanowienia nie znaleźli.

Kiedy skończyli, udali się do Janiny N., która mieszka w głębi lasu chyba z dwa kilometry dalej. Szukali tego samego co u Roberta, ale z takim samym skutkiem, ponieważ nie postawili jej żadnego zarzutu, czy to sprawstwa, czy też utrudniania śledztwa i udzielania pomocy sprawcy. Nie wiem jak te czynności w domu Janiny N. przebiegały, ale kiedy pomagający mi młodzi i bardzo dociekliwi oraz sprawczy ludzie, chcieli z nią na ten temat porozmawiać, okazało się, że jest do tego stopnia wystraszona i spanikowana, iż nawet słowa nie chciała powiedzieć. A przecież kilka miesięcy wcześniej sam z nią rozmawiałem i bardzo dokładnie opisywała mi co robiła, gdzie była, jak wyszła na szlak niebieski i co zaobserwowała 17 sierpnia, kiedy w południe poszła z synem na Jagody. Dla mnie osobiście przeszukania te niezbicie wskazują, że krakowscy archeolodzy zbrodni działają jak najbardziej po omacku, licząc, że a nuż coś im w ręce wpadnie. Jestem o tym przekonany ponieważ wszystkie te przeszukanie nie są oparte na żadnej wiedzy szczególnej i prowadzone są bez jakiegokolwiek planu opartego na tego rodzaju wiedzy, czyli ustaleniach faktycznych mających znaczenie dla postępowania. Posługując się taką filozofią, naczelnik WDŚ KWP w Krakowie oraz prokurator Krupiński winni takimi poszukiwaniami rzeczy mogącymi stanowić dowód w sprawie, objąć wszystkich mieszkańców Łężyc, Karłowa, Złotna, Batorowa, a jak fantazja dopisze to nawet Dusznik, Kudowy, Radkowa, bo na Kłodzko to by się chyba nie zamachnęli. Jednym słowem amatorszczyzna przedniego gatunku, ale roboty w huk, bo niedawno okres przedawnienia przesunięto na 40 lat.

Do dziś nie mogę zrozumieć, co trzeba mieć pod kopułą, aby takie coś wymyślić.

Wracam do 22 czerwca 2023 roku

Czytający treść postanowienia może odnieść wrażenie, że krakowskie policyjne asy uzyskały jakieś konkretne informacje, wskazujące na to, iż Wiktor B. przechowuje poszukiwane rzeczy jako specyficzną pamiątkę z dawnych lat. A więc może być zamieszany w to podwójne zabójstwo, albo co najmniej wie, kto go dokonał, a rzeczy wymienione w postanowieniu otrzymał na przechowanie.

Na bezmyślność takich i innych założeń wskazuje np. jeden z punktów postanowienia, nakazujący wydanie (odebranie) ”obuwie gumowe typu cholewy, częściowo wywinięte płótnem koloru ciemnego nawet do około 10 centymetrów nad kostkę”. Domyślam się, że chodzi o „gumiaki” w jakich po Parku Narodowym poruszał się czeski włóczęga nazwany przez nas „Rumunem”, którego czescy prokuratorzy wykluczyli z kręgu osób przez nas podejrzewanych. Oczywiście poszukiwanie tych gumiaków (wraz z osobą je noszącą) miało swoje mocne uzasadnienie w latach 1997-1998, ale na litość boską nie po 26 latach od zbrodni. Jaki związek mógł mieć Wiktor B. z czeskim włóczęgą, który wystraszony naszymi działaniami już w sierpniu 1997 przeniósł się z powrotem do Nachodu, aby (chyba) po roku umrzeć z wychłodzenia za jakimś śmietnikiem w tym mieście. Zresztą taki gumiaki noszą (a na pewno kiedyś nosili) wszyscy pracujący na wsi rolnicy, drwale pracujący w lasach, osoby zatrudnione przy wszelkich robotach budowlanych itp. No i czego owe gumiaki miałyby być dowodem? No chyba, że krakowscy archeolodzy zbrodni założyli, że z ofiar krew trysnęła tak obficie, iż jej część trafiła do środka tychże gumiaków z cholewami wywiniętymi „nawet do 10 centymetrów nad kostkę”. Bo tylko wówczas poszukiwania tychże gumiaków miałoby jakiś kryminalistyczny sens.

Ale może naczelnik WDŚ w Krakowie uzyskał informację, że u Wiktora B. schowane są gumiaki, które sprawca tych dwóch zabójstw używał w czasie ich popełnienia. Nie wiem, ale chcąc brać na poważnie te „krakowskie akcje”, takie założenie należałoby przyjąć za pewnik.

No cóż, różne informacje wpływają do Policji, ale zadaniem policjantów jest umiejętne rozgraniczenie fikcji od prawdy, aby nie narażać samych siebie na marnotrawienie czasu, a państwa na niepotrzebne wydatki. Aby jednak takie umiejętności zaprezentować, trzeba dysponować odpowiednimi zdolnościami intelektualnymi i na pewne w takie zdolności swych archeologów zbrodni prokurator Krupiński wierzy z taką sama mocą, jak Wałęsa w opiekę Matki Boskiej. Więc i uwierzył w to, że Wiktor B. wymienione w postanowieniu rzeczy, będące własnością studentów, faktycznie trzyma schowane gdzieś w piwnicy, albo na strychu. A może w garażu?

Tylko, że jest w tym wszystkim jeden szkopuł.

Otóż postanowienie wymienia też, ni mniej, ni więcej, ten sam pistolet Beretta F 84, który w 2021 roku był przedmiotem wielomiesięcznych badań prowadzonych przez policyjnych ekspertów z zakresu badania broni i balistyki, i jako broń mogąca być wykorzystana do jakiegokolwiek przestępstwa, została wykluczona.

To po kiego grzyba wspomniani „archeolodzy” chcą ją badać raz jeszcze? Tego postanowienie nie precyzuje, ograniczając się jedynie do stwierdzenia, że „W niniejszej sprawie pierwotnie zabezpieczono broń i amunicję, która funkcjonariusze zwrócili właścicielowi. Uzyskana opinia z zakresu badania broni i amunicji wymaga uzupełnienia, ale dotychczasowe ustalenia wskazują, że zachodzi uzasadnione przypuszczenie, że w posiadaniu Wiktora B. mogą znajdować się przedmioty mogące stanowić dowody w niniejszej sprawie PK IV WZ Ds. 50.2019.

Na litość bogów wszelakich, gdzie tu sens, gdzie jakaś logika, chciałoby się zawołać, gdyby nie to, że jakiejkolwiek logiki w działaniach tychże archeologów zbrodni nijak nie ma potrzeby się doszukiwać. Toż to jakiś bełkot.

Ale rozbierzmy to na czynniki pierwsze.

Z treści uzasadnienia wynika, że broń (i amunicja – rany boskie, ale jaja) była badana, ale chyba przez jakieś niekompetentne osoby, albo w Krakowie uzyskali informacje, że w CLK KGP badania zostały sfałszowane. No bo niby dlaczego poprzednia opinia „wymaga uzupełnia”? W jakim zakresie? No i po kiego diabła badaniu poddaje się nieużywaną amunicję? Szukali na niej śladów Anny lub Roberta? Nawet jeżeli została wyprodukowana 20 lat po zbrodni? Niesamowite.

Jednak to nie wszystko, bo konieczność uzupełnienia opinii balistycznej wynika z tego, że „(…) w posiadaniu Wiktora B. mogą znajdować się przedmioty mogące stanowić dowody (…)” - czy ktoś jest mi w stanie wytłumaczyć ten bełkot? Bo ja już tego nie ogarniam. Co rzeczy będące własnością studentów mają do przeprowadzenia ponownych badań balistycznych? Ja nie mam zielonego pojęcia i co gorsze nawet moja wyobraźnia, na którą nie mogę narzekać, wysiada. Wysiada, ponieważ okazuje się, że wymagająca uzupełnienia opinia z zakresu balistyki, będzie dowodem na to, że Wiktor B. posiada rzeczy, jakie zaginęły w 1997 roku.

Hmmm … Osobiście 31 sierpnia 2022 roku usłyszałem z ust policjantki z wydziału dowodzonego przez wspomnianego naczelnika, że oni są najlepsi w Polsce. Wówczas zmilczałem, więc i teraz też nie będę pisał w czym są moim zdaniem są najlepsi, a czynię to z oczywistej ostrożności procesowej.

Jeżeli ktoś myśli, że to koniec tego kuriozum, to jest w głębokim błędzie, ponieważ postanowienie dotyczy też „broni wojskowej Luger o nr 016316 kaliber 9 mm” i nie mam zielonego pojęcia dlaczego krakowscy spece zainteresowali się tym Lugerem kal. 9 mm, no bo gdyby sprawdzili w WPA KWP w Lublinie, to by się dowiedzieli, że Wiktor B. jest legalnym właścicielem pistoletu Walther kaliber 9 x 19 mm parabellum, zakupionym 1 marca 2010 roku, a więc 13 lat po zabójstwie studentów. Może i tak zrobili, ale im się amunicja z pistoletem pokićkała przez to, że pistolet jest na amunicję typu luger, inaczej parabellum. A pistolet Luger to nic innego jak pistolet Parabellum, czyli niemiecki pistolet samopowtarzalny opracowany przez Georga Lugera. Zawiłości tych nie jestem w stanie rozwiązać, ale faktem jest, że we wspomnianej wcześnie ekspertyzie CLK KGP z 1998 roku figuruje też pistolet Walther kal. 9 mm, tylko że chodzi o pistolet na amunicję 9 mm Browning short. Widać dla krakusów nie ma to znaczenia, albowiem uważają prawdopodobnie, że korkowiec to też pistolet.

                                                                                                                                          * * *                                                                                                                

1 Podstawę orzeczenia może stanowić tylko całokształt okoliczności ujawnionych w postępowaniu, mających znaczenie dla rozstrzygnięcia.

2 Nakaz przeszukanie wydany przez kierownika jednostki lub komórki organizacyjnej MO.

3 W wypadkach nie cierpiących zwłoki, jeżeli postanowienie sądu lub prokuratora nie mogło zostać wydane, organ dokonujący przeszukania okazuje nakaz kierownika swojej jednostki lub legitymację służbową, a następnie zwraca się niezwłocznie do sądu lub prokuratora o zatwierdzenie przeszukania.

4 Sawanna Afrykańska - malownicza łąka na wzgórzach nieopodal Lisiej Przełęczy, sąsiadująca od północy ze Skalniakiem, Narożnikiem i Kopą Śmierci. Nazwę tę nadał jej geograf prof. Wojciech Walczak z uwagi na podobieństwo do trawiastych afrykańskich równin.

5 Jesteśmy na ty.

2506185