Na szczęście do Białorusi jeszcze trochę nam brakuje
Zacznę od tego, że kiedy najlepsi w Polsce dochodzeniowcy1 zakończyli przeszukanie mojego samochodu, do jednego z policjantów zatelefonował prokurator Piotr Krupiński. Wiem kto, ponieważ zostałem o tym od razu poinformowany. Prokurator polecił mu, aby mnie poinformował, że na moją skrzynkę pocztową za chwilę wyśle pismo, zakazujące mi wypowiadania się publicznie o sprawie zabójstwa studentów. Wówczas policjant poinformował go, że nie będę mógł się z tym zapoznać, ponieważ oni właśnie dziś odebrali mi wszystkie komputery i telefonu oraz tablety (w tym mojej żony, która w postanowieniu o wydanie rzeczy i przeszukanie mieszkania nie było mowy), więc będą trudności. Policjant widać nie zakładał, że z poczty elektronicznej mogę skorzystać z dowolnego komputera lub jakiegokolwiek smartfona lub iPhona, czy chociażby z telewizora androida, który stał w jednym z pokojów mojego mieszkania, w którym „urzędowała” policjantka. Nie przyszło mu też do głowy, że zaraz po tej kabaretowej akcji od razu pojadę do Tesco i zakupię sobie nowy komputer oraz dwa telefony, co zresztą uczyniłem. Fakturę wyślę do Prokuratury Generalnej o zwrot pieniędzy, ponieważ zarówno komputer jaki telefony są nam niezbędnie do normalnego funkcjonowania i to w zakresie życia prywatnego jak i spraw społecznych jakimi się od lat zajmowałem niosąc pomoc wielu ludziom. Nie wspomnę już o moich zobowiązaniach wobec redakcji tygodnika DB 2010. Kupując dwa telefony od razu w punkcie T-mobile zgłosiłem utratę kart SIM, przez co uzyskałem dwie nowe karty, więc te które mi i żonie zabrano wraz z telefonami (w sumie 5 telefonów, w tym stara Nokia sprzed 20 laty), policjanci będą mogli sobie w buty włożyć. Oczywiście o zwrot poniesionych kosztów na zakup kart SIM zwrócę się do Prokuratury Generalnej.
Wracam do rozmowy z prokuratorem Piotrem Krupińskim, który usłyszawszy informację policjanta, postanowił wysłać mu fotkę tego swojego pisma, abym mógł sobie je przeczytać. Poinformował mnie, że samo pismo doręczy mi za dwa dni KMP w Wałbrzychu. Treść pisma odczytał mi policjant, ale mówiąc szczerze nawet nie bardzo się temu przysłuchiwałem od momentu, gdy dowiedziałem się, że pismo to dotyczy jakiejś cenzury prewencyjnej, no bo przecież zdawałem sobie doskonale sprawę, że Wałbrzych leży na Dolnym Śląsku w Polsce, a nie w jakiejś białoruskiej obłasti. Postanowiłem poczekać na doręczenie mi oryginału i faktycznie doczekałem się ponieważ chyba po 10 dniach do moich drzwi zapukał wałbrzyski policjant, który mi to pismo dostarczył. Z tym, że było to pismo przesłane do KMP w Wałbrzychu faxem, co prawdopodobnie dla nadawcy będzie mało korzystnym faktem. O czym za chwilę.
Z wielką ciekawością zasiadłem do lektury tegoż pisma i pierwsze co mi się w oczy rzuciło to to, że miało ono raczej charakter prywatnej korespondencji niż pisma urzędowego wysłanego z urzędu, który z mocy ustawy ma stać na straży prawa i praworządności. Dlaczego? Otóż dlatego, że po części typowo informacyjnej (o czym poniżej) prokurator Krupiński poinformował mnie, że nie zezwala mi „na jakiekolwiek rozpowszechnianie, udostępnianie, upublicznianie, przekazywanie etc. udostępnionych (…) materiał z akt śledztwa sygn PK IV WZ Ds. 50.2019 (poprzednio V ds. 28/97/Spc)” Dalej napisał mi, że „Z tego też powodu zaszła konieczność zabezpieczenia posiadanych przez Pana materiałów z akt przedmiotowej sprawy, albowiem udostępnianie ich osobom postronnym powoduje negatywne konsekwencje dla wykonywania czynności w ramach postępowania zarejestrowanego w Małopolskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie pod wskazaną wyżej sygnatura.”.
Mocne, no nie?
Ale nie dla mnie, czyli osobnika, który nie tylko ukończył studia prawnicze i był nauczany przez profesorów prawa, którzy swą karierę naukową rozpoczęli na Uniwersytecie Lwowskim, ale też zajmował się sprawami zabójstw, napadów z bronią w ręku, porwań i szantażów w czasach, w których jak podejrzewam prokurator Krupiński i krakowscy policjanci w przedszkolnej piaskownicy babki z piasku lepili. Ale czas lepienia tych piaskowych babek dawno powinien minąć, bo prawo to nie piaskownica. Po tym z lekka prześmiewczym „wejściem” przechodzę do spraw bardzo już poważnych.
Otóż po pierwsze chciałbym zwrócić uwagę, że w Małopolskim Wydziale Zamiejscowym Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie, żadne śledztwo w sprawie zabójstwa Anny Kembrowskiej i Roberta Odżgi się nie toczy, czyli nie jest prowadzone. Podana „krakowska” sygnatura jest sygnaturą akt UMORZONEGO przez Prokuraturę Okręgową w Świdnicy, co miało miejsce (o ile dobrze pamiętam ) w czerwcu 1998 roku. Dowodem na to jest przywołana w postanowieniu prokuratora Krupińskiego podstawa prawna dla działań policjantów z WDŚ KWP, a konkretnie art. 327 § 3 k.p.k., który mówi o czynnościach wykonywanych przed wydaniem postanowienia o podjęciu z umorzenia. A więc gdyby te czynności doprowadziły do uzyskania jakichkolwiek dowodów mogących być podstawą do podjęcia śledztwa, to zacznie się ono toczyć dopiero od momentu wydania takiego postanowienia. A nic na to nie wskazuje, aby najlepsi w Polsce dochodzeniowcy z Krakowa pozyskali coś, co mogłoby doprowadzi do podjęcia tego śledztwa. I chyba dlatego wpadli do mnie z wizytą, licząc na to, że informacje do jakich dotarłem (jako dziennikarz) taką możliwości im dadzą. Szkoda tylko, że sami nie są w stanie takich podstaw uzyskać.
Po drugie, to również chciałbym zwrócić uwagę na prosty fakt natury prawnej tego rodzaju, że postępowanie (w tym przypadku śledztwo) może zostać zakończone jego umorzeniem (art. 340 k.p.k.), jak to miało miejsce w sprawie Narożnika. A w przypadku postępowania zakończonego, jeżeli „nie zachodzi potrzeba zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania lub ochrony ważnego interesu państwa (…) akta (…) postępowania przygotowawczego mogą być wyjątkowych wypadkach udostępniane innym osobom.” Jest to uregulowane w art. 156 § 5 i 5b k.p.k., ale to uregulowanie nie obowiązywało w czasach, kiedy Prokurator Okręgowy w Świdnicy wydał zgodę na udostępnienie mi akt umorzonego (zakończonego) postępowania w trybie obowiązującej wówczas ustawie o dostępie do informacji publicznej. (Dz.U. 2001 nr 112 poz. 1198). Natomiast przepisy k.p.k. regulujące zasady udzielania zgody zostały zmienione dopiero w czerwcu 2021 roku, a więc 3 lata po tym, gdy taką zgodę otrzymałem. Ale pies pogrzebany jest w tym, że ani wówczas, ani obecnie obowiązujące przepisy nie umożliwiały i nie umożliwiają prokuratorowi cofnięcia zgody po tym, kiedy nastąpiło jej udzielenie a akta zostały wydane. Tak więc to co w swoim liście do mnie pisze prokurator Krupiński z obowiązującym prawem nie ma wiele wspólnego i „zabezpieczenie” posiadanych przeze mnie akt było czynnością jak najbardziej nielegalną. I tego też będę dochodził w sądzie na podstawie art. 159 k.p.k.
No i po trzecia, to prokurator Krupiński zadaje kłam słowom wspomnianej funkcjonariuszki WDŚ KWP, że są oni najlepszymi śledczymi w Polsce, a czyni to pisząc, że udostępnianie (akt – JB) ich osobom postronnym powoduje negatywne konsekwencje dla wykonywania czynności w ramach postępowania (…)”. Nie są więc oni żadnymi asami, albowiem widać prokurator Krupiński widzi jak się kręcą niczym coś w przerębli, co wg niego jest efektem tego, iż w przestrzeni publicznej – na podstawie przepisów o informacji publicznej – pojawiły się za moją sprawą informacje pochodzące z udostępnionych mi akt. Tylko że dziennikarze pisali i mówili o tym w wielu reportażach, w których głos zabierali również różni (na przestrzeni lat) rzecznicy prasowi Prokuratury Okręgowej w Świdnicy. Być może on tego nie oglądał, to podpowiem, że reportaże te znajdują się na zabranych z mojego domu nośnikach cyfrowych. Będzie mógł nawet obejrzeć sobie kolorowe fotografie zwłok ofiar, jakie Prokuratura Okręgowa w Świdnicy udostępniła ekipie telewizyjnej Polsatu, z czym ja akurat nie miałem żadnego związku. I miało to miejsce w czasach, kiedy ja dostępu do akt jeszcze nie uzyskałem. Więc o czym mowa, panie prokuratorze?
Kończąc analizę listu prokuratora Krupińskiego zwracam też uwagę na moje dosyć mocno uzasadnione podejrzenie, że prokurator Krupiński zechciał świadomie wprowadzić mnie w błąd. Na razie są to tylko mojej domysły, ale robię wiele, aby dojść prawdy, a następnie ją odpowiednio wykorzystać. Otóż chodzi o to, że w liście swym zarzucił mi, że z udostępnionych mi akt śledztwa korzystałem w sposób w jaki nie miałem prawa. Ujął to w sposób następujący: „(…) jak wynika z pisma zastępcy Prokuratora Okręgowego w Świdnicy z dnia 31 sierpnia 2022 r. udzielone Panu zgody na dostęp do informacji publicznej – akt umorzonego w/wym. śledztwa (…), nigdy nie obejmowały zezwolenia na publiczne rozpowszechnianie czy też udostępnianie innym osobom akt w/wym. sprawy lub ich części. (…)”.
Czymś mi to pachnie i to niezbyt przyjemnie, dlatego, że jako stary glina zwracam uwagę na najmniejsze nawet szczegóły. I tak zwróciłem uwagę na to, że list jaki został mi przysłany, widziałem na ekranie telefonu policjanta 31 sierpnia br. Data taka, czyli data sporządzenia – wpisana ręcznie - figuruje nie tylko w treści pisma, ale też na wydruku faksu2 nr 122942990 nadanego o 15:22, a w treści listu jest informacja o piśmie z dnia 31 sierpnia 2022 roku. Jeżeli jest to pismo sporządzone w tej dacie, to chyba zostało w tym dniu przysłane również faxem, co z kolei oznaczać może, ze stosowne zapytanie skierowano do Świdnicy również 31 sierpnia. Gdyby było inaczej, to wiem z własnego doświadczenia, że prokuratura Okręgowa w Świdnicy wysyła odpowiedź pisemnie i pocztą. To raz. Dwa to fakt, że pismo podpisał Pierwszy Zastępca, więc zastanawiam się dlaczego nie Prokurator Okręgowy, który udzielił mi zgodę. A w moim wniosku wyraźnie napisałem, że akta są mi niezbędne dla napisania książki poświęconej temu podwójnemu zabójstwu. W jaki więc sposób mogłem te akta wykorzystać, aby ich treści w jakikolwiek sposób w książce ujawnić, oczywiście z zachowaniem przepisów o ochronie danych osobowych, do czego się w moim wniosku zobowiązałem.
Wystąpiłem z pismem do Prokuratury Okręgowej z prośbą o potwierdzenie, czy taka informacja została faktycznie przesłana pismem z 31 sierpnia do Krakowa. Na razie otrzymałem pismo informujące mnie, że o odpowiedź mam się zwrócić do … Krakowa. Dziwne to trochę, ale drążę dalej.
1.Jest to opinia policjantki z WDŚ KWP w Krakowie, którą zapytałem dlaczego sprawą z Dolnego Śląska zajmują się policjanci z Małopolski.
2 Tak w oryginale.