Bajka o głąbach
W treści postanowienia prokuratora Piotra Krupińskiego z Krakowa z 25 sierpnia 2022 r. zawarty jest następujący passus :
„ (…) po zapoznaniu się z aktami śledztwa sygn. PK IV WZ Ds. 50.2019 w sprawie no popełnienie przestępstwa z art. 148 § 1 k.k. i inne oraz wnioskiem Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie z dnia 19 sierpnia 2022 r. na L.dz. Ad.I.56011.38.20 – na podstawie (…) art. 327 § 3 k.p.k. postanowił (…)”
Czytając go wielokrotnie zastanawiałem się nad treścią informacji, jaka w tym tekście została mi przekazana. Po zakończeniu gimnastyki umysłowej doszedłem do wniosku, że w treści tej przekazano mi dwie informacje, z których jedna wskazuje, że w KWP w Krakowie wszelkie decyzje i opracowane na ich podstawie pisma zapadają w ciągu dnia, a nie, nie daj boże, w nocy, kiedy spracowany policyjny umysł mógłby rożne psikusy sobie urządzać. To jest to istotna i pocieszająca zaiste informacja.
Z drugiej wynika wprost, że umorzonemu w 1998 roku przez prokuraturę Okręgową w Świdnicy śledztwu (V Ds.28/97/S), po przejęciu go przez prokuratora P. Krupińskiego nadano nową sygnaturę (PK IV WZ Ds. 50.2019), ale nadal jest to śledztwo w stadium umorzenia, a więc czynności podejmowane na podstawie art. 327 § 3 k.p.k. mogą służyć jedynie ustaleniu, czy zachodzą faktyczne podstawy do wydania postanowienia o podjęciu śledztwa z umorzenia. A tymi faktycznymi podstawami mają być rzeczy wykazujące łączność z przedmiotem postępowania i mogące stanowić materiał dowodowy w tymże umorzonym śledztwie. I ktoś w swej genialnej prostocie umyślił sobie, że tymi „dowodami” będą na przykład jakieś pozyskane i zapisane przeze mnie (ręcznie lub na komputerze) przed 1997 rokiem informacje dotyczące sprawców zabójstwa studentów. Albo ukryte w treści piosenek takich dajmy na to zespołów jak Rolling Stones czy Animals, zapisanych przeze mnie lub producentów płyt cyfrowych lub kaset magnetofonowych. Zapisanych przed wieloma laty przed tym nim Anna i Robert wyszli na niebieski szlak prowadzący z Różanki do Karłowa. Lub informacje jakie uzyskałem po odejściu na emeryturę, w trakcie zbierania materiałów do moich publikacji prasowych i dla potrzeb planowanej książki o tej zbrodni sprzed wielu lat. No, ale - według najlepszych w Polsce dochodzeniowców1 jakąś tajemną, a pozyskaną przez siebie wiedzę, mogłem „nadpisać” w treść tego co na tych nośnikach zostało zapisane przez producentów. Mogłem też zapisać to w kalendarzach z lat 1967-2022, które mi zabrano.
Początkowo zachodziłem w głowę, kto się wykazał tak wielką policyjną dociekliwością i znajomością tematu, ale szybko się wszystko wyjaśniło, kiedy przeczytałem, że :
„(…) W dniu 25 sierpnia2022 r. do (…) prokuratury Krajowej w Krakowie wpłynął wniosek Naczelnika Wydziału Dochodzeniowo – Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie z dnia 19 sierpnia 2022r. Nr L.dz. Ad.I.56011.38.20 (…) Z wniosku tego wynika, że zachodzi uzasadnione przypuszczenie, iż w posiadaniu Janusza Bartkiewicza znajduje się materiał dowodowy śledztwa oraz dane dotyczące innych osób mogących być związanymi z zabójstwem Anny Kembrowskiej i Roberta Odżgi, a nadto publikacje internetowe, które mogą utrudniać prowadzenie niniejszego postępowania poprzez ukierunkowanie na niezwiązane w istocie z rzeczywistymi okoliczności. (...)”
Cel jak widać był szczytny, ale jak się nie ma umiejętności w poszukiwaniu dowodów lub wykorzystaniu tych już od dawna zabezpieczonych, to się winnych nie powinno szukać daleko, tylko rozejrzeć się wokół siebie, a najlepiej spojrzeć w lustro. To spojrzenie w lustro jest niezbędne (ale sadzę, że bezskuteczne niestety) z tego powodu, że z wskazanych wyżej fragmentów uzasadnienia wynika, że na 100% pod wnioskiem skierowanym do prokuratora podpisał się geniusz policyjnej roboty. Być może prok. Krupiński tak ufa rzeczonemu "geniuszowi", że wszystko co ten napisze, podpisuje w ciemno, czego nie wykluczam, aczkolwiek zawsze ten kto się podpisuje, odpowiada za treść tego, co podpisał.
Tak więc chociaż geniusz krakowskich dochodzeniowców jeszcze nie wie, jakie niezwykle ważne dowody konkretnie skrywam, to ta jego niewiedza – parafrazując pewną znaną opinię mającą swój rodowód w Krakowie – jest najlepszym dowodem na to, że dowody te znajdują się w moim mieszkaniu. Mam jednak prawo sądzić, że ów geniusz swoim wnioskiem wyraził swą pogardę dla swych podwładnych, których widać uznaje za zwykłych głąbów przez to, że na taki w istocie prosty sposób, aby mnie uciszyć, nie wpadli już w 2019 roku, kiedy prokurator Piotr Krupiński przejął umorzone przez Prokuraturę Okręgową w Świdnicy w 1998 roku śledztwo.
Jak wielką pogardę musi czuć w stosunku do tych, którymi przyszło mu zarządzać, można wyczytać w stwierdzeniu, że trzeba przeszukać mojej mieszkanie, ponieważ posiadane przeze mnie publikacje internetowe (sic!), mogą utrudniać prowadzenie postępowania poprzez ukierunkowanie go na „niezwiązane w istocie z rzeczywistymi okoliczności”.
Zaiste z niesamowitymi głąbami musi mieć do czynienia, że zamiast nakazać śledzić im w Internecie to co publikuję, występuje do prokuratora Krupińskiego z wnioskiem o przeszukanie mojego mieszkania, gdzie spodziewa się chyba znalezienia tychże publikacji. A tylko niesamowity bałwan może nie wiedzieć, że publikacje znajdują się tam gdzie zostały opublikowane, a nie tam gdzie zostały napisane. Bo to co sobie piszę i trzymam w domu, jest moją, a nie jakiegoś durnia, sprawą.
Argumentacja rodzaju, że moje internetowe publikacje mogą jego podwładnych skierować na fałszywe tropy dowodzi, że nie tylko ich ma za szczególnych głąbów, ponieważ to on, a nie ja, ma dbać o właściwe ukierunkowanie śledztwa. Ale widać o tym nie ma zielonego pojęcia, więc może zająłby się jakimś innym zajęciem. No nie wiem, może na przykład projektowaniem i produkcją klapek na oczy. I to nie dla koni, bo koni, jak wiadomo, żal.
W mojej ocenie pomysły rzeczonego naczelnika są efektem jakiejś głębokiej zapaści intelektualnej. Tak głębokiej, że głębia Rowu Mariańskiego to jedynie taki mały pikuś. A gdyby przyszło mu na myśl, aby polecieć do sądu z pozwem o naruszenie dóbr osobistych, to z miejsca go informuję, że to co napisałem nie jest TWIERDZENIEM tylko moją OPINIĄ, którą publikuję tu na podstawie prawa nadanego mi przez Konstytucję RP w art. 54 gwarantującym mi wolność wyrażania poglądów i rozpowszechniania informacji.
Posiłkując się tym najwyższej rangi przepisem, pragnę też tą drogą poinformować rzeczonego geniusza, że to co nabazgrał we wniosku skierowanym do prokuratora Piotra Krupińskiego jest w mojej ocenie prawniczym bełkotem. Jest tak dlatego, że żadne przepisy nie zabraniają nikomu – a zwłaszcza dziennikarzom - prawa do poszukiwania w sposób nieformalny dowodów rzeczowych i dokumentów oraz prawo do nieformalnego poszukiwania informacji o źródłach dowodowych, jakich organa ścigania nie były w stanie samodzielnie odszukać i pozyskać.
Tak więc wszelkie moje poszukiwania prowadzone w granicach legalności, nienaruszania praw osób trzecich oraz niewkraczania w ustawowe kompetencje organów ścigania, są jedynie zbieraniem informacji o dowodach, z czego absolutnie nie wynika żaden obowiązek dostarczania organom ścigania „gotowych” środków dowodowych. A ponieważ wszelkie przeze mnie pozyskane informacje były efektem MOICH dociekań, to wniosek skierowany do prokuratora Krupińskiego (jak zresztą samo późniejsze jego postanowienie) jest w mojej ocenie jawnym pogwałceniem praworządności gwarantowanej prawem krajowym i międzynarodowym.
Takie też m.in. stanowisko zawarłem w zażaleniu na postanowienie prok. Piotra Krupińskiego, które niebawem – jak i inne pisma w tej sprawie - zaprezentuję tu w całej jego rozciągłości.
1 Taką opinię o „wizytującej mnie” grupie, głosem pęczniejącym z dumy wyraziła blond policjantka z WDŚ KWP Krakowie, z czym nie miałem ochoty polemizować.