Janusz "Bartek" Bartkiewicz

TRYBUNA MYŚLI NIESKRĘPOWANEJ

środa, 04 maj 2022 13:16

Granice obłudy

  •  
Oceń artykuł
(4 głosów)

   Poniższy tekst został napisany 22 sierpnia 2008 roku i opublikowany był w rubryce „Moim zdaniem” wałbrzyskiego tygodnika 30 minut. Natrafiłem na niego porządkując swoje archiwalia, zgromadzone na jednym z twardych dysków i po przeczytaniu uznałem, że warto go raz jeszcze opublikować, chociażby tylko na własnej stronie internetowej, chociaż jej zasięg jest nieporównywalnie mniejszy, niż zasięg tego tygodnika. Postanowienie to zrodziło się na wskutek bardzo wyraźnych analogii do tego, co aktualnie dzieje się na Ukrainie i jak te wydarzenia są odbierane i komentowane w polskich mediach, w których niesamowicie trudno (praktycznie jest to niemożliwe) napotkać jakikolwiek tekst obiektywnie przedstawiający nie tylko genezę, ale i przebieg wojny o Ukrainę. Króluje w nich niesamowicie jednostronny przekaz, sterowany przez konkretne instytucje Stanów Zjednoczonych, który nie tylko cynicznie zakłamuje rzeczywistość, ale też kreuje postawy nienawiści do Rosji. Do kraju, który jest naszym bliskim sąsiadem i który ma na tyle siły, że mimo wszystkiego muszą się z nim liczyć państwa EU oraz USA. A wykopanych dziś rowów przez dziesiątki lat nie uda się zakopać.

* * *

Czy istnieją granice obłudy?

Wałbrzych, 22 sierpień 200 8 r.

7 sierpnia, godz. 22.30, tuż przed uroczystym otwarciem Olimpijskich Igrzysk w Pekinie, wojska gruzińskie dokonały ostrzału artyleryjskiego terytorium Osetii, a kolumny wozów bojowych i czołgów zajęły jej stolicę, Cchinwali. Kilkanaście godzin później do Osetii wkroczyły wojska rosyjskie, które otrzymały zadanie wsparcia oddziałów sił pokojowych, stacjonujących w Osetii od 1992 r. na podstawie mandatu ONZ. Na mocy zawartego w 1992 roku zawieszenia działań wojennych, siły te składały się z wojsk rosyjskich, gruzińskich i osetyjskich. Po całkowitym opanowaniu Cchinwali przez Gruzinów, do Osetii wjechała kolumna pancerna 58 armii rosyjskiej (150 czołgów), a lotnictwo rosyjskie zaczęło bombardować cele w Gruzji. Z danych rosyjskich wynika, że tylko w trzech pierwszych dniach walk po stronie osetyjskiej zabitych zostało około 1500 cywilów, a straty gruzińskie po 10 dniach walk wyniosły 176 osób.

Moim zdaniem gruziński atak był pogwałceniem prawa do samostanowienia, który Osetyńcom przysługuje w pełni nie tylko z uwagi na odrębną narodowość, ale także z uwagi na ich historię. I jeżeli prawo do samostanowienia przyznano Albańczykom z Kosowa, którzy w tym regionie byli ludnością napływową (inwazyjną), to tym bardziej prawo takie przysługuje również narodowi osetyńskiemu. Gruziński atak był jednocześnie kpiną z międzynarodowej społeczności, biorącej udział w Igrzyskach.

Mało już kto chce pamiętać, że w 1999 roku wojska NATO, łamiąc uchwały ONZ, dokonały agresji na Jugosławię, która z nikim wojny nie prowadziła, a jedyną jej winą było wysłanie do Kosowa, w celu ukrócenia terrorystycznej działalności albańskich oddziałów tzw. Armii Wyzwoleńczej Kosowa (UCK), oddziałów armii serbskiej, do czego rząd Jugosławii miał niekwestionowane prawo. Akcję NATO, które działało bez mandatu ONZ, jak i amerykańskie barbarzyńskie naloty na dzielnice mieszkaniowe Belgradu, kraje członkowskie NATO, w tym Polska, tłumaczyły koniecznością zagwarantowania demokratycznych praw Albańczykom z Kosowa. W rezultacie doprowadziło to do bezprecedensowego w dziejach współczesnej Europy, oderwania części jednego państwa, aby stworzyć państwo dla narodu, który swoje państwo ze stolicą w Tiranie już posiadał.

Czy zatem Osetyńcom takie prawa nie przysługują również?

Problem w tym, że Osetyńscy od wieków już deklarują swoją chęć funkcjonowania w ramach państwa rosyjskiego, jakie by ono nie było. Tak było za czasów Rosji carskiej, Rosji bolszewickiej, Związku Radzieckiego i Federacji Rosyjskiej, bo tylko w ramach Rosji czują się bezpieczni. Osetyjczycy doskonale pamiętają pogrom, jaki im na początku 1918 roku sprawiali im Gruzini po rozpadzie carskiej Rosji.

Antyrosyjskie fobie polskich polityków, podgrzewane przez Prezydenta i Premiera1, spowodowały bezkrytyczne poparcie gruzińskiej agresji, co miało i ma swój zaskakujący wyraz w opiniach polityków i dziennikarzy, którzy jakby zapomnieli, co oznacza dziennikarska rzetelność i obiektywizm. Przez cały czas trwania konfliktu, w polskich mediach królował tylko i wyłącznie przekaz informujący o straszliwej hekatombie Gruzinów, wywołanej zezwierzęceniem rosyjskich agresorów. Jednocześnie nie pokazano ani jednego zburzonego w Osetii domu, ani jednej rodziny opłakującej swoich bliskich, zabitych przez gruzińskich najeźdźców, którzy do piwnic pełnych cywilów wrzucali wiązki granatów. Żadna informacja z Osetii nie przebiła się w polskich mediach, przywalona antyrosyjskim jazgotem.

Polski prezydent bez wyczucia dyplomatycznego i politycznego, działając wbrew żywotnym interesom własnego Państwa, wydał orędzie o antyrosyjskim brzmieniu, a bez mała wszyscy polscy politycy, zakrzyknęli gromko, wzywając prawie do wywołania wojny z Rosją. To takie typowo polskie, nadąć się i pomachać szabelką.

Tragicznie cyniczne są słowa prezydenta i premiera RP, że nie dopuszczalne jest naruszanie integralności terytorialnej jakiegokolwiek państwa, w sytuacji, gdy Polska szybciutko uznała Kosowo, czyli naruszenie integralności terytorialnej Serbii. Dziwna to logika i jeszcze dziwniejsza moralność. Tragicznie ośmieszająco brzmią polskie komentarze o agresji Rosji w sytuacji, gdy Rosjanie udzielili Osetyjczykom pomocy w odparciu gruzińskiego ataku. Takiej samej pomocy oczekiwaliśmy w 1939 roku od Anglii i Francji i do dziś mamy pretensje o to, że jej nam nie udzielili.

Takie napuszone i beznadziejnie bezmyślne pohukiwania prawicy mnie nie dziwią, ale najwięcej pretensji mam do znów tchórzliwej lewicy, która miała jedyną okazję, aby wykazać się obiektywizmem i ująć się za wolnością małych i słabych narodów. Lewica polska i tym razem, ze strachu przed prawicowym lobby polityków i dziennikarzy, podkuliła ogon pod siebie. Czy istnieją jakieś granice obłudy? Wątpię.

1Bronisław Komorowski i Donald Tusk.

2564122