Kryminalne igraszki Pawła i Dagmary - Suplement
Po opublikowaniu I części opowieści o kryminalnych zabawach Pawła i Dagmary zadzwonił do mnie mój były „agent manewrowy”, którego prywatnie, z uwagi na niezwykłe zdolności operacyjnego działania, nazywaliśmy Bond. Szkoda tylko, że Heniek Tusiński [naczelnik wydziału] nie zawsze „Bondowi” wierzył, czemu się zresztą nie dziwię, bo w porównaniu z nim, nasze inne źródła operacyjne wypadały raczej blado. „Bond” był zdolny [i chętny] do udziału nawet w karkołomnych zagrywkach operacyjnych, o jakich niekiedy Heniek Tusiński nie wiedział, a za które brałem osobistą odpowiedzialność na wypadek jakiegoś grubszego niepowodzenia. Na szczęście do takich sytuacji nigdy nie doszło. Jednakże zdarzało się, że sceptycyzm H. Tusińskiego blokował niektóre akcje, jakie na 100% mogłyby zakończyć się pełnym sukcesem. Nie dziwiłem się temu i nie miałem o to pretensji, bo to on w przypadku niepowodzenia ponosiłby największe konsekwencje. Ja jednak zawsze wierzyłem w swoją dobrą gwiazdę, psi nos i umiejętności dobrego przygotowania każdej zaplanowanej „sztuczki” operacyjnej, więc ryzykowałem, pilnując jedynie, aby podjętymi działaniami nie przekroczyć pewnej cienkiej czerwonej linii, jaką wyznaczało obowiązujące prawo. Uważałem bowiem i uważam nadal, że ktoś bez zdolności do podejmowania ryzyka, w Policji nie ma czego szukać.
Raz tylko – pod Żarowem – nie uwierzyłem do końca w informacje „Bonda" – który prawie pół nocy przeleżał na gołej ziemi w kartoflisku, pilnując dużej naczepy z przemyconym spirytusem – i nie zdecydowałem się na »tajne« przecięcie plandeki, aby potwierdzić, że spirytus faktycznie na tej naczepie się znajduje. Czego później bardzo żałowałem, bo byłaby fajna sprawa.1 Ale to już zupełnie inna historia.
Wracając do telefonu od „Bonda”, to przypomniał mi, że i on miał pewien udział w akcji poszukiwaniu papierosów HB.
A sprawa miała się tak.
Niedługo po naszym powrocie z Podkowy Leśnej, Ryszard uzyskał informację, że papierosy są skitrane – jak mawiali starzy złodzieje – u pewnego pasera w Dąbrowie Górniczej. Mając w pamięci „nieudany” wyjazd do Podkowy Leśnej — kierownictwo miało pretensje o to, że informację mogliśmy wysłać do Warszawy, bo skutek byłby taki sam, a koszty o wiele mniejsze — zdecydowałem i uzyskałem akceptację Heńka Tusińskiego, że do Dąbrowy wyślemy „Bonda” w celu potwierdzenia prawdziwości informacji przekazanej Ryszardowi. Odpowiednio poinstruowany i uprzedzony, aby nie przesadzał, wyjechał do Dąbrowy i trafił pod wskazany adres. Trochę się po mieście pokręcił, dowiedział się tego i owego, i udał się do mieszkania pasera. Oczywiście miał na takie spotkanie przygotowaną legendę, za pomocą której miał potwierdzić, że nasze uderzenie będzie celne.
Okazało się, że człowieka tego nie ma w domu i przez jakiś czas nie będzie, wobec czego „Bond” wszedł w bliższe relacje z jego żoną, co pozwoliło mu na ustalenie, że informacja była z gruntu fałszywa. Nie wrócił jednak z pustymi rękami, ponieważ kobieta zwierzyła się, że ostatnio nabyli za psie pieniądze drogą, bo nowoczesną [jak na tamte czasy] kserokopiarkę. Informacja została przekazana do komendy w Dąbrowie Górniczej i w wyniku jej realizacji tamtejsi kryminalni rozwiązali sprawę jakiegoś włamania czy kradzieży. Ponadto zdążył się „zaprzyjaźnić” z jakąś miejscową narkomankę [ponoć bardzo ładną dziewczyną], która przypadkowo wygadała mu, gdzie znajduje się wytwórnia amfetaminy. I ta informacja przekazana miejscowej policji okazała się prawdziwa.
Papierosów nie udało się namierzyć, ale wyjazd w sumie był udany, bo zawsze lepszy rydz niż nic.
1 Po jakimś czasie zdarzyło się, że pijąc w Żarowie [w mieszkaniu] alkohol z moim informatorem z tego miasteczka, dowiedziałem się, że to, co pijemy, wyprodukowane zostało na bazie spirytusu, którego tak nieskutecznie w nocy pilnowaliśmy. Z trudem ukryłem zdziwienie, bo operacja była tajna. Dopiero za kilka dni ustaliliśmy, że przemytnicy mieli wtykę w sekcji kryminalnej KRP w Świdnicy.